2021-10-10 Wisła

Październik, a ja jeszcze nie byłem w tym roku na Wiśle. Pora to zmienić 🙂

A tak po prawdzie, to trafiła się okazja przerzutu auta z której nie wypadało nie skorzystać. Szczególnie że pogoda fajna choć troszkę chłodno, a ja ubrałem się na słonko a nie na termometr :-(. Zostawiam auto na przy hotelowym parkingu, a sam maszeruje czterysta metrów do Wisły. Wypływam w Goczałkowicach kilkanaście minut po południu.

 

                                                                                     Tuż za startem

Kilkanaście minut i wiem już że płynę nie po najniższej wodzie, choć i zbyt wysoka też nie jest. Prożku na drugim kilometrze jednak nie zauważam :-), za to kawałeczek dalej z daleka widać już przepust rurowy. Z bliska widzę, że nie przepłynę. Większość rur zastawionych naniesionymi patyczakami, a dwie skrajne z dosyć wysokim spadkiem. Obnoszę.

                                                                               Taki wybór przepustu

Dobra decyzja, teraz Wisła zaczęła jakoś takoś płynąć. Ujście Białej i płyniątko dalej. Niebo zaczyna być coraz mniej widoczne. Słonko się schowało, ale nie przeszkadza to latającym nad moją głową przeróżnym ptaszkom. Całe stado czapli szarych, kilka srok, kaczki a nawet krogulec. To wszystko w jednym miejscu .

                                                Gdzieś tutaj latało mnóstwo różnorodnego ptactwa

Z dziczyzny – to dojrzałem jeszcze sarenkę, której nie udało się zrobić foty,  a później pojawił się łabądek który holował mnie prawie do mety. Zdziwiłem się w jednym miejscu, gdy zobaczyłem go skaczącego przez drzewo. Nie widziałem jeszcze że ja też będę musiał skakać. Właściwie obeszło się bez skakania, ale przeciąganie po kilku metrowym zatorze z patyków i śmieci do lekkich nie należało. Dałem radę 🙂

                                                                                                 Taki zator

Dalsza droga już bezproblemowa, najpierw ujście Pszczynki, dalej Gostynki a po dwudziestu minutach widok metowego mostu w Bieruniu i ostatnie widzenie łabędzia – holownika :-).

                                                                            Żona czeka – fajnie 🙂

To była udana niedziela, za mną 32 kilometry z przepłynięcia których więcej zdjęć zobaczyć można tutaj.