Wprawdzie zapowiadali deszczową sobotę, ale pomyślałem że może się znowu pomylili. Jadę rano z Piotrkiem w stronę Maluszyna nad Pilicę…
Po drodze momentami kropi, ale nie na tyle by się załamywać. Ja mam kajak, Piotrek rower, w trakcie podróży zmieniam troszkę plany, ileż razy można startować w Maluszynie, może przypomnę sobie po latach choć kawałeczek Czarnej Włoszczowskiej? Jedziemy do Pilczycy i tam startuję. Do Pilicy mam nieco ponad 9 km.
Po starcie zaczyna padać mocniej 🙁
Listopad, jesień, deszcz – nie poobijam się zanadto, muszę wiosłować by nie marznąć. Po drodze szybka przenoska obok młyna w Ciemiętnikach i po 1,5 godzinie jestem już na Pilicy. Deszczyk nie odpuszcza to ja też nie mogę, płynę podziwiając mimo wszystko ładniejsze odcinki linii brzegowej. Mignęła mi sarna i orzeł bielik, ale w związku z tym, że bateria w moim aparacie okazała się być rozładowana, a telefonem nie umiem szybko cyknąć fotki, tak więc należy mi wierzyć na słowo, że takie widoki miały miejsce 😀
powoli przestaje padać
Trzy godziny deszczu w listopadzie, trochę zimno ale już bliżej niż dalej. Płynę do Przedborza który ukazuje mi się po czterech i pół godzinach od startu.
Przedbórz
Piotrek już jest, nie będę musiał czekać. Jedziemy nad rzekę na szybkie ognisko z kiełbaskami i decydujemy się na nocleg w miejscowym schronisku młodzieżowym. Dobry pomysł bo do rana wszystko mi wysycha. Ranek jest znowu zgodny z prognozami synoptyków- tym razem słoneczny. Nie ma co się ociągać, ruszamy na swoje szlaki.
ładnie i przyjemnie
Płynę nieco dłużej niż trzy i pół godzinki przepływając 27 kilometrów. Kończę w Trzech Morgach i deptam 170 metrów do drogi, gdzie po minucie znajduje mnie Piotrek. Możemy wracać, dzisiejszy dzień sprawia, że weekendowy wyjazd uważamy za udany, może nie był to ostatni wyjazd w tym roku…?
meta na horyzoncie
Więcej o tym wyjeździe do zobaczenia tutaj.