2025-01-06 Brynica (880)

Zaczął się nowy rok, wielu ludzi popływało już w nim. Jedni w pierwszą sobotę, inni niedzielę, ja wybrałem poniedziałek, może będzie luźniej na wodzie 😉

Jako że po ostatnich mrozach wszystkie okoliczne jeziorka pozamarzały, chcąc się przepłynąć muszę wybrać jakąś rzeczkę. Klimat mamy taki, że wczoraj po przebudzeniu na termometrze za oknem miałem minus 8 st.C., dziś plus 4 i tendencja wzrostowa, do tego słonko na niebie, żal by było nie popłynąć. Wybrałem zatem moją Brynicę , bo przypłynę nią prawie do domu. Nikt nie musi na mnie czekać w aucie. Startuję o 10,30 w Bobrownikach robiąc wcześniej krótki rekonesans małego nie nazwanego dopływu w który rok temu wpłynąłem z postanowieniem, że w tym roku spróbuję na nim zacząć płynięcie. Byłoby tego nieco ponad trzysta metrów. Nie było jednak możliwości zejścia na wodę, bynajmniej ja bym nie umiał zejść na sucho, więc odpuściłem. Startuję tam gdzie ostatnio, w Bobrownikach za progiem.

Od razu za startem odczuwam niski poziom wody, choć po dzisiejszych roztopach z tendencją rosnącą, ale jakoś słabo. Na miejscowym wodowskazie 162 cm.  Ponad półtora metra a ja trę dnem kajaka o dno rzeki 🙁 . Na wałach sporo spacerowiczów przyglądających mi się z niemałym zdziwieniem. Czterdzieści minut zajmuje mi przepłynięcie trzech kilometrów do ujścia w połowie zamarzniętego Jaworznika. To miejsce największego skupiska łabędzi niemych, i dokarmiających ich ludzi, choć dzisiaj łabędzi ledwo dwadzieścia kilka sztuk. Spłoszyły się moim widokiem i popłynęły w bezpiecznej odległości przede mną.

                                                                                                                     Odleciały

Płynie się mozolnie, bo płytko. Na brzegu ślady bytności bobrów. Świeżo podgryzione drzewa, ale sam nie wiem jak te bobry mogą tutaj żyć. Rzeka obwałowana a wały betonowe. Ciekawe. Poza tym cała masa różnorodnego wodnego ptactwa i przelatujący nagle tuż nad moją głową bażant. Jest wiele kormoranów, czyli chyba i ryby muszą tu być, a rzeka przy święcie wygląda na wiele bardziej brudną niż w poprzednich latach na tym odcinku :-(.

                                                                                                             Takie bobrze ślady

Dopływam za most na ulicy Wiejskiej a tu zasilanie rzeki prosto z nieczynnej chyba dzisiaj oczyszczalni ścieków w Wojkowicach. Kiepskie zasilanie 🙁

                                                                                                                  Syf i kiła 🙁

Co i rusz latają obok mnie zawracające łabędzie, pewnie nie chcą wkraczać na cudzy teren, bo okazuje się że na wysokości Przełajki znajduje się kolejne skupisko łabędzi i dokarmiających je ludzi. U tych ciekawość mojej osoby jest na tyle duża, że jestem pytany skąd dokąd płynę i dostaję życzenia dobrych wiatrów :-). Akurat dzisiaj wiatr jest nie wyczuwalny, ani nie przeszkadza, ani nie pomaga :-).

                                                                                                                        Taki odlot

Łabędzie mijają mnie aż do Czeladzi, do której od ujścia Wielonaka płynę równą godzinę lekcyjną :-). Po drodze nic nowego, ujście Rowu Michałkowickiego nad którym ktoś przerzucił prowizoryczny mostek, którego nie było w roku 2021, kiedy wpłynąłem w ujściowy fragment tego Rowu, dalej czeladzkie mosty i wreszcie mój. Ten obok parku Grabek gdzie kończę dzisiejsze pływanie

                                                                                                                    Skończyłem

 

Po wyjściu na wał i zobaczeniu zamarzniętego sztucznego parkowego stawu, przypomniałem sobie że chciałem i po tym stawie popływać schodząc z Brynicy, no ale dziś to nie wykonalne. Tak więc dwa pomysły dziś spełzły na niczym, ale cieszyć się trzeba że udało się przepłynąć pierwsze w tym roku dwanaście kilometrów 🙂