2025-06-28-07-06 Wyprawa A.D. 2025 (888)

Bardziej szczegółowy opis oczywiście pojawi się po powrocie A teraz na bieżąco i szybko

Dzień pierwszy. Wisła.
Zacząłem dzisiaj moją coroczną samotną wędrówkę kajakową. Tym razem wystartowałem w Toruniu na Wiśle która dała mi mocno popalić przez pierwsze 4 i pół godziny. Wiatr mocno w twarz, za zakolem w Fordonie sytuacja się poprawiła więc dociągnąłem do Świecia za mną 77 km. Zważywszy że nie wiosłowałem już od czterech tygodni jestem zadowolony z dzisiejszego dnia.

Dzień 2 Wisła
Wiatr wciąż nie pomaga zwykle każdego dnia płynąłem dłuższy dystans w tym roku jest inaczej dziś za mną ledwie 67 km jestem kawałeczek za Gniewem, a prognozy na jutro są jeszcze bardziej pesymistyczne. WIdziałem dziś na wodzie stary zabytkowy kajak składany – dwójeczkę.

Dzień 3 ciągłe Wisła.
Warunki wciąż niekorzystne wiatr przeciwny dopłynąłem jednak 10 km przed ujściem do Zatoki Gdańskiej jutro okaże się czy to wszystko miało jakiś głębszy cel prognozy mówią o lżejszym wietrze choć póki co nie widać tego na wodzie za mną dziś 55 km

Dzień 4. To łuuuuugi Dzień. O 3.00 start, jeszcze na Wiśle, o 3.01 zerwany ster, o 4.13 wschód słońca nad Zatoką Gdańską, spóźniłem się pięć minut (przez ster) , 3,5 godziny po przyjemnie falującym morzu i przed dziewiątą śluzowanie przez przekop mierzei, po nim przecięcie spokojnego Zalewu Wiślanego wprost w Cieplicówkę, tą do Nogatu i wpadam we właściwy szlak Pętli Toruńskiej, kanałem Jagiellońskim do rzeki Ełbląg, odbijam na kanał Tejny i różne rozlewiska a meta po 14 godzinach za jeziorem Drużno. Dystans 77 km.

Dzień 5 . Goŕrrąco. Cały czas na szlaku Kanału Elbląskiego. Na trasie pięć pochylni kilka jezior i kanał. Pokonany dystans blisko 50 km. Do Miłomłyna. Spotkałem dwóch młodzieniaszków płynących na jedynkach w przeciwnym kierunku – do Elbląga. Panowie z Gdańska. Jeden 78 lat , drugi 72. Szacun i powodzenia 🙂

Dzień 6. Wiatr powrócił, przepłynąłem cały Kanał Elbląski aż do jeziora Szeląg Mały, gdzie dotąd mnie nie było, tam nawrotka i dymanie pod spory wiatr po jeziorach ponad 20 km. Zaliczone pięć śluzowań i jedna obnoska śluzy Miłomłyn. Za późno otwierają ( o 10 tej, a ja byłem o 7.20 ). Meta naprzeciw wypływu Drwęcy z jeziora Drwęckiego. Już żaden wiatr mi straszny nie będzie :-). Przeplynięte 62 km.

Dzień 7. Calutki na Drwęcy. Jaz w Samborowie tradycyjnie dołem nie przez tory co zajęło równe 7 minut. Dalej spokojnie, zero tłoku, i tak aż do mety przy ujściu Brynicy. Wiało ale nie było to aż tak uciążliwe jak w minionych dniach. Drwęca jest zakręcona jak świński ogon, dlatego wiało to w twarz, to w tył i w oba boki :-). Na mecie nie miła niespodzianka. Luk bagażowy wypełniony w dużym stopniu wodą. Musiałem przetrzeć dno na którymś drzewie :-(. Dobrze że worek ze śpiworem i piżamką szczelny bo ostatnia noc była dosyć chłodna a i dzisiejsza nie zapowiada się na letnią :-(. Przepłynięte 70 km.

Dzień 8. Drwęcy bieg dalszy. Aż do Brodnicy rzeka pusta, zero ludzi, zero zwierzyny. Kilka łabędzich rodzin z młodymi.Brodnica minięta szybciutko. Za przystanią zator z sobotnich kajakarzy przy jednym drzewie. Udało się w kilka minut minąć całą przeszkodę. Na trasie do Golubia kilka grupek na kajakach. Były i dwa kajaki płynące pod prąd, a na pytanie czy do Brodnicy (około 12 km.) odpowiedź była tylko że nawet dalej i tyle. Ja domachałem do tabliczki informującej że do ujścia 39 km. Za mną 80 km. Pogoda fajna choć wciąż wietrznie.
Dzień 9. Ostatni. 39 kilometrów Drwęcy minęło dość szybko mimo dwóch przenoszeń kajaka . Za przenoskami kilka grupek niedzielnych kajakarzy. Ostatnie 9 km. po Wiśle od brzegu do brzegu według szlaku żeglownego. Ciągle wieje choć na Drwęcy dziś nie wiało, ale to już nie mój ból. Pętla domknięta. W tym roku wyniosła około 586 km.a najbardziej cieszy mnie pokonanie przekop mierzei w Nowym Porcie. Teraz tylko 400 km. Do domku bo jutro do pracy 🙁