Miałem rozpocząć w ten weekend sezon działkowca, ale Piotrek powołując się na zapowiedzi przepięknej wiosennej pogody przekonał mnie do wymyślenia jakiegoś wyjazdowego kierunku. Nie wysiliłem się zanadto, kierunek Nida.
Sezon namiotowo – rowerowy postanowiła zacząć z nami jeszcze moja lepsza połówka, tak więc w sobotni poranek ruszyliśmy (jak za dawnych czasów 😉 ), nad Nidę. Tym razem do Brzegów czyli 20 km. powyżej Motkowic, miejsca skąd najczęściej spływałem tą rzekę. Sprawna jazda pozwala na zejście na wodę punktualnie o dziesiątej. Poziom wody na wodowskazie Brzegi 112 cm. czyli normalny. Po pięciu kilometrach mijam zamek w Sobkowie.
Przystań obok zamku w Sobkowie
Dzień jest piękny, tak więc kilometry płyną wraz ze mną dosyć szybko W nieco ponad dwie godziny, dziewiętnaście kilometrów i jestem przy Małej Elektrowni Wodnej w Rębowie. Szybkie obniesienie jazu i po kolejnym półtora kilometrze następne obnoszenie, tym razem w Motkowicach obok miejsca w którym najczęściej nocujemy wyjeżdżając na Nidę w piątki.
Sporo wody przelewa się przez jaz
Dalej to już standard: mosty – drogowy na DK 78 w Motkowicach, kolejowy , wąskotorowy, znowu przenoska obok dwóch przeszkód -długiego bystrza i po kilkuset metrach niskiego jazu, dalej most drogowy pomiędzy Sobowicami a Skowronnem Dolnym, a za nim ostatnia przenoska znowu obok jazu. Płynąc dalej mijam ujście Mierzawy i na 39 kilometrze mojej wycieczki most i wodowskaz w Pińczowie. Na nim 202 cm. czyli również normalnie.
Za długą przenoską
Od Pińczowa płynę już na luzie , dziesięć kilometrów do Krzyżanowic Dolnych gdzie umówiony jestem z rowerzystami na piwko w ośrodku Zacisze, ale trafiamy jakiś remont i zamurowaną furtkę od strony wody. Widzimy się tylko z daleka i przez płot i płynę do mety, do Chrobrza ostatnie siedem kilometrów. Rowerzyści już są i nawet przytargali skądś drzewo na ognisko. Będą udka 🙂
Są 🙂
Przeżywamy tu jednak nową przygodę: przechodzący obok wędkarz oferuje nam rybkę której nazwy wcześniej nawet nie słyszałem, dlatego nie zapamiętałem. Chcemy i nie chcemy, bo nikt nie chce jej „obrobić”. Pan (Paweł) jest na tyle miły, że patroszy i skrobie dla nas trzy rybki pytając, czy może nam je fachowo nabić na kij. Z tym sobie poradzimy ;-). Paweł w dowód wdzięczności dostaje od nas dwa kielichy i browara, a my zaczynamy piec rybkę na ognisku. Nawet zjadliwa, choć po wyśmienicie przyprawionym udku, idealna nie jest ;-).
🙂
Po takiej kolacji, nocka nie jest zimna, ale tradycyjnie zbyt krótka. Na wodę schodzę pół godzinki wcześniej niż wczoraj, bo w planie jest dopłynięcie do Nowego Korczyna, czyli czterdzieści kilometrów.
Na Chroberz
Niedziela też ładna, choć czasem zawiewa i słonko przykrywają delikatne chmurki, ale płynie się pośród bezdrzewnych brzegów kręcąc zakola to w prawo , to w lewo i mijając most pomiędzy Nieprowicami a Starą Zagością, kościół na wysokim brzegu w Jurkowie i most w Wiślicy a za nim plażę na której kończyłem ostatnie kilka spływów.
Plaża w Wiślicy
Dalej trochę rozlewisk z błędnymi zakolami i miejscowości na prawym brzegu: Czarkowy, Żukowice, Stary Korczyn i wreszcie Nowy Korczyn, choć ten wita mnie wątpliwą wizytówką. Na wysokości pierwszej posesji do wody spada mnóstwo gruzu i kamienia. Brzydko 🙁
Wątpliwa wizytówka Nowego Korczyna
Jeszcze kilkadziesiąt machnięć wiosłem i widzę most, a przed nim czekających na mnie rowerzystów. Przepłynąłem dzisiaj 40 km. , a w cały weekend 96. Dobrze spędzony i udany weekend. 🙂
Dopływam do mety
Więcej o tej wycieczce tutaj.