2018-04-07-08 Wielka Siła na Pilicy (a ja obok niej ;-) )

Jako że zima odeszła nagle i wreszcie zapowiedzieli prawdziwie wiosenny weekend postanowiliśmy rozpocząć sezon wyjazdów z namiotem. Tym razem tylko ja i Piotrek…

Wybór padł na Pilicę. Będzie można zobaczyć kilka znajomych twarzy walczących na dystansie 115 km ultramaratonu „Wielka Siła” na którym trzy lata temu i mnie zdarzyło się wystartować. W tym roku spokojnie i turystycznie. Na piątkowy nocleg obieramy brzeg Pilicy w Placówce, tj. tam gdzie zakończyłem styczniowe weekendowe płynięcie od Maluszyna. Wyśpimy się i akurat zaczną obok nas przepływać ścigacze. Będą mieli za sobą 20 kilometrów. Dojeżdżamy na obrane miejsce przed godziną 22. Na niebie mnóstwo gwiazd , a na termometrze ledwo 2 st. C. Rześko. Noc jest jeszcze chłodniejsza, rozścielając wszędzie wokoło warstwę szronu. Wstaję długo przed budzikiem.

                                                                    W oczekiwaniu na ultramaratończyków

Chłód nie pozwolił pospać dłużej, a pierwsza dwójka ścigaczy przemyka obok naszej miejscówki dziesięć minut przed ósmą , czyli po stu minutach od startu. Nieźle…

                                                                            …i tyle ich widzięliśmy

Kilka minut przerwy i dwie dwójki mikst i męska, później kolejne dwójki , w tym nasi najlepsi znajomi , bo często pływający w barwach Polski Południowej – Krystian i Dastin S. z Rudy Śląskiej. Ojciec z synem, który to syn okazał się najmłodszym do tej pory uczestnikiem który przepłynął (mimo wielu perypetii) cały dystans. GRATULACJE !!!

                                                                                                  Nasi 😉

Później całe mnóstwo jedynek męskich i żeńskich, kanadyjki i nawet dwójka na dmuchańcu, całkiem nieźle dająca sobie radę. Kilku znajomych rozpoznających mnie, i kilku nie rozpoznających , a i ja nie wszystkich o których wiedziałem że płyną , dojrzałem rozpoznając 🙁 . Na koniec typowo turystyczne kajaczki, po których  ja postanawiam zejść na wodę.

                                                                                         No to schodzę.

Słonecznie , ale rześko a wiatr momentami przenikliwie zimny. Płynę w zimowej czapeczce. Po pół godzinie udaje mi się dogonić dwie jedynki, ale nie znam gości więc nawet nie rozmawiamy. Widząc od czasu do czasu jakiś kajak, który powoli udaje mi się dogonić, psycha działa tak jakbym i ja brał udział w tym wyścigu i gonię. A miała być turystyka 😉

Wiem że Ci ludzie mają za sobą 20 km. więcej ode mnie i płyną około dwie godziny dłużej, ale na moją adrenalinę to nie działa. Jak kogoś widzę to gonię, i tak dość szybko dopływam do ich pierwszego punktu kontrolnego w Sulejowie. Tam sporo kajakarzy się posila i odpoczywa. Ja płynę na jezioro. Mam „cynk” , że tam falka delikatna i wiatr w plecy. Niestety , tak różowo nie jest. Po wpłynięciu w pierwszą zatokę wieje lekko w twarz, a po wyjściu na właściwy – długi odcinek jeziora, prowadzący do zapory, wiatr i fale nacierają pod kątem 45 stopni. Większość ścigaczy płynie prawym brzegiem, chroniąc się tam przed wiatrem, ja płynę po najkrótszej linii, zwalniając jednak by niepotrzebnie się nie chlapać. Jak się okazało na miejscu, zabrałem ze sobą bardziej wiosenne ciuchy, a nie takie które pomagaj przeżyć mroźną noc, muszę zatem dbać by mocno nie zmoczyć polarka w którym płynę, a w którym również przyjdzie mi spać

                                                                              Jezioro troszkę faluje

Po dopłynięciu do zapory, napotykam na pozostawionego przez Piotrka transportowca. Mam wprawdzie klucze ale postanawiam dopłynąć do Tomaszowa. Okazuje się , że Piotrek kończy właśnie objazd jeziora , wiec spotkamy się i obgadamy co dalej. Tak też się dzieje. Piotrek pomaga mi przetaszczyć kajak i płynę w kierunku Tomaszowa, wypatrując po drodze dogodne miejsce na dzisiejszy nocleg. Dostrzegam kilka takich miejsc a kończę pod mostem przy Niebieskich Źródłach pokonując po drodze jeszcze przenoskę obok wodociągów.

                                                                           Miejsce zmuszające do przenoski

Piotrek już na mnie czeka, pakujemy się i jedziemy w moje nowe miejsce. niestety drogi dojazdowe obstawione są znakami zakazującymi wjazdu i tak dojeżdżamy w końcu za zaporę, do miejsca w którym już kilka razy nocowaliśmy. Tuż za zaporą, a przed progiem przy którym powstawała elektrownia, której budowa (według nas) chyba się zatrzymała. Rozbijamy namiot i stawiamy ognisko, obserwując samoloty tnące czerwone , od zachodzącego słońca, niebo, łabędzie podpływające do nas dosyć blisko i wreszcie „pana bobra” robiącego sobie krótką przepławkę obok naszego biwaku. Dziś wieczór cieplejszy i to nie tylko za sprawą ogniska ;-).

                                                                                Nasz ciepłodajny ogień 🙂

A po nocy przychodzi dzień… i trzeba coś zrobić. Pakujemy się i jedziemy na miejsce wczorajszej mety. Startuje punktualnie o dziesiątej, licząc na to że na przystani w Tomaszowie spotkam kończących sezon „morsów”, chyba jednak coś pomyliłem z godzinami (ja albo oni 😉 ) , bo nikogo nie spotkałem. Na przystani wyjątkowy spokój, wczorajsi ścigacze najpewniej jeszcze odpoczywali czekając na zakończenie mające się odbyć w samo południe. Mijam Tomaszów, z jego mostami i ujściem Wolbórki i płynę w stronę Spały.

                                                              Most grający w 4 pancernych – odnowiony

Przed mostem w Spale jeszcze nie tak dawno, na brzegu była wypożyczalnia kajaków i sezonowy bar, teraz budynek bez okien i tabliczka teren prywatny, nowa plaża miejska znajduje się tuż za mostem.

                                                                                                        🙁

Za Spałą dostrzegam namiot który ktoś składa, i kajak na dachu samochodu. Podpływając bliżej i śląc pozdrowienia od Kowboja, okazuje się że jestem znanym większości tych osób, a i ja większość ich znam. To dosyć znani w światku kajakarskim kajakarze z Darkiem K. na czele. Tym którego już dawno chciałem spotkać by oddać pokłon za jego zeszłoroczne kajakowe wyprawy. Polska po przekątnej – najpierw od południowego wschodu do północnego zachodu, a po „chwili” przerwy – jesienią od trójstyku granic na południowym zachodzie kraju, na północno wschodnie rubieże Polski. Trudna trasa, której Darek został prekursorem. Wątpie czy ktoś się zdecyduje na jej powtórzenie… Krótka rozmowa ze wszystkimi o wszystkim i płynę dalej, na Inowłódź gdzie spotykam Piotrka 🙂

                                                                      Na bystrzu przed plażą w Inowłodziu.

Omawiamy z Piotrkiem „dalszą strategię” dzisiejszej wycieczki i płynę dalej w kierunku kolejowego mostu Centralnej Magistrali Kolejowej, gdzie zakończę tego weekendowe pływanie. Po drodze kilka wysepek dzięki którym przepływam uroczymi wąskimi odnogami, obserwując ogromne drzewa podgryzione przez bobry.

                                                                                 Jedna z odnóg Pilicy

Czas i woda płyną dosyć szybko, wkrótce widzę most pod którym czeka już mój kumpel. Pakujemy sprzęt i ruszamy w drogę do domu, mając na uwadze zobaczenie jeszcze czegoś ciekawego. Miejscowości Poświętne.

                                                               Za mną weekendowe 87 km. Pilicy

A Poświętne to osobna historia, to miejsce w którym kręcone były sceny do kilku znanych seriali. m.innymi Czterej Pancerni i Pies, Jak rozpętałem II wojnę światową, Doktor Ewa, Hubal i inne.

więcej fotek z tego wyjazdu do zobaczenia tutaj.