Już troszkę się stęskniłem za szlakiem Liswarty z Wartą, nadszedł moment przypomnienia sobie go na powitanie jesieni 🙂
Plan był taki, by pojechać na spływ za tydzień, ale bardzo optymistyczne prognozy pogody sprawiły , ze jedziemy tylko z Piotrkiem właśnie teraz. Przed dziesiątą jesteśmy pod mostem Zawady-Popów nad Liswartą, gdzie spotykamy znajomych z Neptuna. Wiedziałem że organizują Darkówkę, ale nie wiedziałem, że ja dam radę wyjechać w tym tygodniu :-(. Szybkie powitanie, i jeszcze szybsze pożegnanie.
Tomasz Tomasz szykuje sobie dmuchańca do wędrówki
Startuję o dziesiątej a nad głową huk latających gdzieś tuż nad chmurami wojskowych myśliwców z Łaska. Samolotów nie widzę, ale hałas jest tak duży, że aż czuję drżenie wiosła trzymanego w dłoniach. Odpływam zatem szybciej niż te samoloty, by pokontemplować naturalne odgłosy natury ;-). Tak się składa, że ostatnio tutaj pływałem trzy lata temu i dziś od razu rzuca mi się w oczy oznakowanie szlaku z opisem mijanych ważniejszych miejsc. Fajnie.
Można się dowiedzieć który to kilometr rzeki i ile do następnego miejsca
Po minięciu prywatnych przystani kajakowych moim następnym rozpoznawalnym punktem jest potężny most kolejowy za którym natrafiam na jabłonkę z której bez wysiadania z kajaka mogę sobie zerwać soczysty owoc :-).
Duży most
Smaczne jabłuszka
Dalej spore bystrze którego już nie pamiętałem, a po spłynięciu którego mój słabo pasowny do tego kajaka fartuch, całkowicie napełnił się wodą.
Taka sytuacja i mokry tyłek aż do mety 🙁
Piękne słonko nad głową i temperatura jak na październik całkiem spoko więc płynie się przyjemnie, aż w pewnej chwili zauważam na drzewie zamotaną żyłkę na której końcu zahaczony jest nietoperz. I to nie sztuczny a prawdziwy.
Taka przynęta …(?)
Chwilkę po tym mało przyjemnym widoczkiem, natrafiam na widoczek przyjemny, aż apetyczny. To krzak z mnóstwem czerwonych owoców przypominających porzeczki . Nie wiem co to 🙁
Taki krzaczek
Jeszcze kilka kilometrów i kilka informacyjnych tablic, dzięki którym dokładnie wiem gdzie uchodzi do Liswarty Biała Oksza, Kocinka i gdzie jest granica pomiędzy województwami śląskim i łódzkim. Przepływam pod mostem w Kulach i obok miejscowego wodowskazu wskazującego dziś 113 cm. Dziesięć minut później jestem już na Warcie o czym także informuje mnie nowy znak 🙂
Znak o ujściu Liswarty do Warty 640,4 km. do Odry
Nad Wartą zabudowania w których dziś impreza spotkanych na starcie „Neptunów”. To tutaj mieszkają na swoim wyjeździe. Ja jeszcze mam do spłynięcia ponad dwadzieścia kilometrów, więc płynę. Po pół godzinie na lewym brzegu przystań z plażą w Wąsoszu Górnym z nowym budyneczkiem „Food Truck” w którym zapewne w sezonie można coś przekąsić i wypić. Październik to już (chyba) po sezonie, więc wszystko pozamykane.
Wąsosz Górny
Na Warcie szeroko ale nie aż tak płytko jak trzy lata wcześniej, płynie się przyjemnie i lekko. Po niespełna godzinie jestem pod kładką w Lelitach, gdzie spotykam Piotrka. Wzajemne fotki i płynę jeszcze w drugą odnogę, tą bliżej młyna do której teoretycznie nie powinno się wpływać z nurtem (znak zakazu).
Kładka w Lelitach
A tędy płynąć zabronione 🙂
Kwadrans później przepływam pod stalowym mostem kolejowym pod którym również dostrzegam jakieś zmiany. Wyrównany teren, maszyny budowlane, coś się dzieje.
Łyso pod kolejowym
Jeszcze pół godzinki i przenoska na jazie w Działoszynie. Oznakowanie mówi o przenoszeniu po lewej, czyli tu gdzie ja zawsze przenosiłem. Teren obok jazu i za nim aż do mostu przekształcony na przystań, miejsce biwakowe, plac zabaw dla dzieci, przebieralnie, miejsca na ogniska. Sporo wszystkiego i sporo ubyło tu drzew :-(.
Przed jazem w Działoszynie
Obniosłem i popłynąłem dalej- do Lisowic. Tam w wąską odnogę która podczas poprzedniej wycieczki była mocno zarośnięta, dziś spoko, czysto. Bez wysiłku dopływam do naszego stałego miejsca biwakowego. Piotrek też właśnie dojechał, także możemy się powoli zadomawiać ;-).
Na mecie
https://www.relive.cc/view/vMq5jdA5m8v
Dalsza część wieczoru prawie tradycyjna, ognisko coś na ząb i na humor, ale dodatkowo dziś mecz siatkówki mistrzostw świata. Nasze panie grają z niemiecką drużyną. Pięć setów- zwycięstwo Polski i na zdrowie 🙂
Kiełbaska, okulary i mecz na malutkim ekranie 🙂
No i jak zwykle, szybka nocka, nawet nie aż taka zimna i poranek, nieco ponury i brzydki. Pochmurno i chłodno, ale tym odcinkiem nie płynąłem jeszcze dawniej. Sześć lat temu tylko do Przywozu, a pełen odcinek do Krzeczowa aż dwanaście lat temu :-(. Dlatego nie pamiętam każdego zakrętu 🙂
Na Warcie
Dzień zaczyna się robić coraz ładniejszy, słonecznie i ciepło. Za bystrzem na zakręcie w Załęczu Wielkim spotykam samotnego kajakarza na dwójce, ale oprócz wymienionego „dzień dobry” nie mamy ochoty na konwersację.
Taki kajakarz
Płynę dalej aż w pewnym momencie dostrzegam na brzegu sporo grzybków. Wychodzę z myślą o grzybobraniu. Nie jestem jednak pewien jadalności tych okazów, bo jak wiadomo wszystkie grzyby jadalne są, tylko niektóre jeden raz i nie mam w co zebrać więc rezygnuję 🙁
Podobno nie trujaki (?)
Po czterech i pół godzinie od startu dopływam do przenoski w Kamionie. Pokonuję ją dość sprawnie a stąd już tylko pół godziny i wreszcie po latach znowu na mecie w Krzeczowie. Tu szybkie pakowanko i odjazd do domu. Weekend udany 🙂
Na mecie w Krzeczowie
https://www.relive.cc/view/vE6JXmnRexv
Więcej zdjęć do zobaczenia tutaj.