Gdy przez telefon opowiedziałem żonie o mojej ubiegło tygodniowej wycieczce do Krakowa, zaproponowała bym w ten weekend przyjechał do Warszawy, byśmy sobie razem wrócili z niej pociągiem do domu…
Wiedziałem że do Warszawy to raczej nie dojadę. To trzysta kilometrów, a jeszcze na pewno coś tam pobłądzę i dołożę, ale następną stację za Warszawą mogę wziąć pod uwagę. To Koluszki 🙂 . Spróbuję. Ruszyłem w piątek po pracy. Była 17,15. Obok będzińskiego zamku, wzdłuż Czarnej Przemszy i Pogori IV dojechałem do Siewierza i tamtejszego zamku.
Siewierz
Dalej w stronę Myszkowa. Piątek, ruch samochodowy duży, słońce chyli się ku zachodowi. Przejeżdżam osiem kilometrów wzdłuż ruchliwej DK 793 i postanawiam odbić w stronę zachodzącego słońca i pobliskiego lasu. Po trzech kilometrach udaje mi się znaleźć odpowiednie miejsce pod namiot. Rozbijam go i otacza mnie ciemność. Na niebie dostrzegam jeszcze osiem odlatujących w siną dal bocianów i mogę udać się na spoczynek :-).
Taki widok z namiotu pierwszego wieczoru.
Poranny widok był zdecydowanie ładniejszym, ponieważ widziana łączka była podświetlona przez słonko wschodzące coraz śmielej na pogodnym niebie. Przed ósmą startuję mijając Myszków i Żarki jadąc ciągle wzdłuż ruchliwej drogi. Zauważam w pewnym momencie, że można zjechać z drogi i jechać wzdłuż niej dróżką rowerową przez las do Złotego Potoku obok ruin Zamku Ostrężnik.
pod Zamkiem Ostrężnik
Tymi fajnymi ścieżkami dojeżdżam do Złotego Potoku, mijając różne ciekawe skałki, i źródła. Między innymi rzeki Wiercicy, a także Źródło Spełnionych Marzeń (nie spełniają się 😉 )…
Źródło Spełnionych Marzeń
W Złotym Potoku robię kilka fotek okolic stawu Irydion, naprawiam buta i ruszam w dalszą drogę.
W Złotym Potoku
Wjeżdżam do Janowa, a za nim przez lasy i mało uczęszczane drogi przez Sieraków, Staropole, Wiercicę i Przyrów.
Na rynku w Przyrowie
Średnio uczęszczanymi drogami przez Świętą Annę i Dąbrowę Zieloną dojeżdżam do Cielętnik. Tam jeszcze dwa lata temu stał Pomnik Przyrody w pełnej okazałości. Największa i zarazem najstarsza Lipa w Polsce.
Jadę zgodnie z drogowskazem
Dwa lata temu orkan Ksawery znacznie uszkodził Lipę i już nie jest tak okazałym drzewem, choć w dalszym ciągu to pomnik pryrody.
Taka Lipa 🙁
Tymi samymi spokojnymi dróżkami jadę, jadę i jadę wciąż w górę obserwując sporą przestrzeń dzielącą mnie od drogi którą wcześniej planowałem jechać. Drogą od Przedborza. Duża bezkresna przestrzeń obok mojej drogi
Po stu dwudziestu kilometrach mojej dzisiejszej jazdy dotarłem wreszcie nad brzeg Pilicy. Praktycznie tam gdzie dopłynąłem kilka tygodni temu. Toż z tego miejsca pozostało kilka zakrętów do przystani kajakowej moich znajomych z Sulejowa. Zaryzykuję, jadę na „Kajmary”. 🙂
Dotarłem
Dzięki uprzejmości moich znajomych mogę przenocować tuż nad brzegiem Pilicy na ich terenie uzupełniając cześniej utracone płyny w blasku gorącego ogniska. Oni jutro pracują, jam mam pociąg z Koluszek, tak więc o północy, grzecznie rozchodzimy się na miejsce spoczynku.
Moje dzisiejsze wygląda tak 🙂
Rano po ósmej rozjeżdżamy się do swoich celów. Moja trasa średnio ciekawa. Początkowo przez las i ładne miejsce – Wapiennik,do którego trafiam dzięki namiarowi Joli z Kajmarów. Należy skręcić przy dzikim wysypisku śmieci i już.
Takie miejsce
Mijam Sulejów, przejeżdżam nad Luciążą i po 23 km. wjeżdżam (według mapy) w Zalew Sulejowski. Jest naprawdę niska woda bo rzeczywiście suchym kołem wjeżdżam dosyć głęboko.
Tak na żywo
23 kilometr, jestem w zalewie 😉
Przez kolejnych 45 kilometrów nic ciekawego się nie dzieje, no może z wyjątkiem dwukrotnej wymiany dętki w tylnym kole. Wymieniałem dwa razy wierząc że dobrze skleiłem dętkę i mogę użyć klejoną. Okazało się, że klejona nie sprawdziła się i trzeba było wymienić na całkiem nową. Na 68 kilometrze na granicy Wilkucic Małych i Mikołajewa natrafiam na stary, zaniedbany cmentarz Ewangelicki, na którym ostatni pochówek datowany jest w 1963 roku.
Taki cmentarz
Dalej trafiam na słupy ogrodzenia (chyba) kolejnego cmentarza z datą 1927, ale tam już nie wchodzę, ponieważ czas zaczyna mi zbyt szybko płynąć, a muszę zdążyć na pociąg. Jadę na Koluszki.
Przez lasy, póki jeszcze stoją
Do Koluszek dojeżdżam godzinę przed pociągiem. Co tu zobaczyć? Może rynek? Kiepski pomysł. Rynek to duży pusty plac przedzielony drogą po ukosie i nic ponad to 🙁
Oto rynek
Jadę zatem na dosyć słynny dworzec i czekam na pociąg z „całkowitą rezerwacją miejsc”. Tak ogłaszają, a ja nie mam gdzie wejść z rowerem. Na szczęście w środku jest już żona, czytająca napis na ścianie: „pierwszeństwo dla rowerów”. Wciskam go zatem pomiędzy bagaże, i ludzi stojących całą drogę nie mając miejsca do siedzenia 🙁
My na szczęście mamy miejsce.
Przejechałem blisko 250 kilometrów, a więcej fotek z tej wycieczki zobaczyć można tutaj.