Moje pływanie na zapowiedziane pół etatu chyba coraz mocniej się rozwija – coraz dłuższe przerwy między wycieczkami (teraz trzy tygodniowa) 😥 . Eh , emerytura 😉 . Miał to być wyjazd otwierający sezon wyjazdów weekendowo- namiotowych. Niestety kiepskie prognozy pogody, i brak akceptacji noclegu w namiocie przez „moją drużynę” od której się uzależniłem 😉 sprawiły, że wyjechaliśmy na wycieczkę jednodniową…
W sobotni poranek ruszyliśmy naszą stałą trójką, ja z kajakiem a moi współtowarzysze z rowerami. Wyrzucili mnie za mostem przy śluzie Smolice, a sami pojechali na rajd rowerowy z Kryspinowa do Młoszowej. Wystartowałem po dziesiątej.
miejsce mojego startu
Pogoda odpowiednia, momentami silniejszy wiaterek , stan Wisły na wodowskazie w Bieruniu 99 cm. określany jako dolny średni. Płynę. Mijam ujście Skawy, prom w Przewozie i po dwóch godzinach dopływam do rozwidlenia…
w lewo na jaz i elektrownię za którą wijąca się Wisła , w prawo kanał Łączański – nim popłynę (nieco ponad 17 km.)
Kanał, jak to kanał ciągnie się i wlecze 😉 , a jedyną jego atrakcją jest mnóstwo mostów nad nim przerzuconych. Mam wrażenie, że na tym krótkim odcinku mostów jest więcej niż nad całym dalszym szlaku Wisły 😆 .
nad kanałowe mostki
Na kanale spłynęły mi jakieś trzy godzinki, aż dopłynąłem do najwyższej w Polsce śluzy – Borek Szlachecki, zważywszy jednak na to, że płynąłem na Prijonie, nie śluzowałem się tylko obniosłem sobie śluzę brzegiem.
już za śluzą
Do spotkania z resztą ekipy zostało mi jeszcze sporo czasu , a do miejsca spotkania około cztery km. postanowiłem odwiedzić nie odwiedzane jeszcze wody. Najpierw króciutki kanał energetyczny, a następnie rzeczkę Skawinkę. Jej nurt pod który postanowiłem podpłynąć pozwolił mi jedynie pokonać dwa kilometry, do mostu obwodnicy gdzie zrobiłem nawrót i z powrotem na Wisłę. To na tym odcinku ustanowiłem dzisiejszy rekord szybkości. Taki nurt…
most mojego nawrotu
Teraz już zleciało, pomiędzy mnóstwem żyłek zarzuconych przez wędkarzy dotarłem do Wisły, a ta po pokonaniu dwóch kilometrów doniosła mnie pod Opactwo Benedyktynów w Tyńcu, naprzeciw którego stał już mój transportowiec. Zdążyłem się zapakować, gdy nadjechali rowerzyści i to był już koniec wycieczki…
zawsze piękny widok
Więcej o tym wyjeździe do zobaczenia tutaj.