2025-08-09 Żelaznym Szlakiem Rowerowym (61 km.)

Zbierałem się do tej wycieczki już od dawna, ale jakoś nie poskładało się by móc zgrać terminy by jednego dnia porowerkować, a drugiego pokajakować. Dziś wreszcie się udało 🙂

Jako że dość długo nie udawało się zgrać terminu, tak teraz udało się zgrać na tyle że rowerować nie będziemy tylko z żoną, ale z przyjaciółmi z kajaków, Krystianem z żoną Olą. Po zaparkowaniu transportowców obok szkoły w Jastrzębiu Ruptawie ruszamy na Żelazny Szlak tuż przed godziną dziesiątą. Po pięciuset metrach jesteśmy na skrzyżowaniu ulicy Dominika Zdziebły ze szlakiem z tym że szlak biegnie pod mostem naszego skrzyżowania a zejścia jakiegoś specjalnego nań nie widać. Dajemy jednak radę pokonać nasyp i ruszamy odwrotnie do ruchu wskazówek zegara w stronę Godowa.

Takie zejście na szlak

Jest ładnie, równiutko po nasypach kolejowych którymi kiedyś jeździły pociągi, przez lasy i głównie wzdłuż i obok rzeczki Szotkówki , którą mam zamiar jutro popłynąć, a którą co jakiś czas mogę już dziś zobaczyć. No i nie wiem czy przez to czy nie zjechaliśmy ze szlaku jadąc zwykłą miejską drogą, ale dzięki temu przejechaliśmy przez fajne rondo rowerowe w Godowie.

Takie rondo

Szybko odnajdujemy właściwy szlak, który akurat tutaj prowadzi w stronę autostrady A1 do Podbuczy, gdzie w odległości trzystu metrów od szybkiej drogi skręcamy jadąc pięćset metrów równolegle do A1, po czym znowu skręcamy w lewo by po niespełna czterech kilometrach znowu minąć przedstawione wyżej rondo, a po kolejnych dwóch dojechać do miejsca w Godowie w którym akurat trwają przygotowania do imprezy „Filmowe Plenery z Franciszkiem Pieczką” zatytułowaną „U Japycza w domu”. Jest pół godziny przed południem a impreza zaczyna się o piętnastej. Nie zostaniemy bo do zamknięcia pętli mamy jeszcze 2/3 drogi. Jedziemy tylko pod pomnik Pana Pieczki usytułowany  obok szkoły jego imienia, który jest kopią pomnika stojącego w Katowicach o czym informuje tabliczka umieszczona na „plecach” tego pomnika.

🙂

Wracamy na szlak, by tuż po południu przekroczyć granicę Polsko – Czeską. I zaraz pojawia się zameczek Petrowice. Podjeżdżamy by dokładniej go zobaczyć, a tu akurat młoda para i goście. Będzie chyba weselisko.

Nie wpraszamy się.  Odjeżdżamy w stronę Karwiny. Gdy drogowskaz wskazuje prostą drogę do wspomnianego miasteczka, szlak rowerowy odbija w prawo wydłużając trasę z 1,6 km do blisko czterech, ale warto było nadrobić te kilometry bo najpierw jedziemy wzdłuż pól uprawnych, później wzdłuż stawów rybnych a tuż przed połączeniem z pominiętym tym prostym odcinkiem na trasie fajny malunek 🙂No i tu widać że jedziemy w odwrotnym kierunku niż wszyscy 🙂

Dokładnie  po 2/3 dzisiejszej trasy wjeżdżamy na główny plac w Karwinie. Akurat wprost pod pałac Frysztat na balkonie którego rozlega się dźwięk dwóch trąbek w które dmuchają trębacze. Już się ucieszyłem że to na nasze powitanie, ale okazało się że i tutaj ktoś właśnie zawrze za chwilę związek małżeński, a trębacze trąbią na powitanie młodych i gości. No trudno ;-).

Karvinski Plac im. Tomasza Masaryka

Robimy sobie przerwę na uzupełnieni płynów po czym ruszamy w kierunku Polski odwiedzając wcześniej okoliczny park, który można pozwiedzać w przeróżny sposób łącznie z zaprzęgiem konnym. Taki sposób na zwiedzanko

Jedziemy wzdłuż Olzy którą w pewnym momencie przekraczamy Mostem Sokolovských hrdinů, ale to błędna ścieżka. Doprowadza nas do „Karwińskiego morza” ;-), gdzie dzisiaj mnóstwo wypoczywających. Robię tu fotkę Neptunowi i zawracam, bo nikt z naszych tu za mną nie podjechał

Taki Neptun

No to teraz czeka nas walka ze sporym podjazdem w ciągu ulicy Polska. którą można wjechać do naszego kraju w Kaczycach. Po pokonaniu wzniesienia tuż przed granicą, rowerowy szlak odbija w lewo, przez co jeszcze jakiś czas pojedziemy w Czechach, na szczęście z górki która doprowadza nas do kraju tuż przed Zebrzydowicami. A w nich tuż obok szlaku znajduje się Bistro dla rowerzystów, które wypatrzyłem już wcześniej na googlowych mapach i to tutaj zostajamy by wreszcie porządnie się posilić 🙂

Langosz dla dwojga XXL 🙂

Objedzeni wracamy na szlak, który na nowo staje się prawdziwie kolejowym szlakiem, ładnym i przyjemnym i doprowadzającym nas po sześciu kilometrach  do miejsca startu w Ruptawie.Nasza końcówka szlaku

Meta – szkoła w Ruptawie

Ślad dzisiejszej wycieczki wygląda tak:

Żegnamy się z współwycieczkowiczami, którzy wrócą do domu by jutro pojeździć sobie po Pustyni Błędowskiej, a my jedziemy zapoznać się z Marcinem z Jastrzębskiej Przystani Szymańcówka, gdzie zostajemy bardzo miło przyjęci otrzymując możliwość kąpieli i przenocowania nad rozlewiskami Szotkówki, którą jutro mam zamiar poznać kajakiem. Dzięki Marcin 🙂