2024-06-23 Staw Maroko na Smoczej Łodzi (863)

 

Nie byłem zdecydowany na ten wpis, bo to inny rodzaj pływania i odległość niezbyt duża, ale po zastanowieniu że przecież chwaliłem się i krótszymi pływaniami, więc opiszę z tygodniowym opóźnieniem 😉

Gdy tydzień wcześniej dostaliśmy z żoną propozycję od Krystiana S. o możliwości popływania na Smoczych Łodziach i to w Katowicach, wiedziałem że żona nie będzie się zastanawiać, tylko zechce. Już kiedyś pływała na „Smokach”.  A ja na tą niedzielę miałem tylko jeden plan- koncert Dawida Podsiadło na Stadionie Śląskim, ale to dopiero wieczorem więc… Chyba spróbuję swych sił z pagajem :-). Impreza na której meldujemy się o dziesiątej to 10 lecie klubu UKS Kanu Katowice. To rodzinna impreza , dmuchańce dla dzieci, baloniki, dużo jedzenia i picia. Fajnie.

Oczekując na zawody, takie luźne, wręcz towarzyskie inaugurujące konkurencie Smoczych Łodzi w tym miejscu (tutaj króluje Kajak Polo), obserwujemy potencjalnych rywali, w jednolitych strojach, napakowanych i robiących wrażenie zgranych. Lekko nie będzie, bo naszą drużynę można by nazwać „zbierańcy” :-). Każdy z innej bajki, ale w większości obyci z różnym rodzajem wioseł. Drużyna to dziesięciu wiosłujących, sternik i bębniarz a dystans wyścigu około 150 metrów. Dalej było dopłynąć na linię startu 😉

Jak się okazało, będzie sześć drużyn. Popłyniemy jako pierwsi. Daleko do linii startu, będzie szansa się dograć ;-).

 

Nie marnujemy tej szansy , dogrywamy się na tyle, że pierwszy bieg wygrywamy zdecydowanie, co najmniej o długość łodzi :-). Hura.

Później spora przerwa, mnóstwo smakołyków, które lepiej ograniczać, bo nie wiadomo ile jeszcze razy popłyniemy. Startują inni, nie obserwujemy, tyle słodkości ;-). Jest sygnał, nasza kolej. Płyniemy na tej samej łodzi. Zdecydowanie trudniej, ale znowu my górą :-). Jesteśmy na tyle rozpędzeni, że namawiam sternika na opłynięcie wyspy , dzięki czemu będę miał opłynięty, prawie cały staw 🙂

                                                                                              Wyspa na przeciwległym brzegu

Znowu przerwa i znowu pyszności. Przed nami jeszcze jeden start. Wsiadamy na drugą łódź bo nasza już zajęta. To może być zły znak ;-). Nie wiem co się dzieje, ale naszą poprzednią łódź opuszcza załoga, przesiadamy się zatem szybko i ruszamy na ostatni bieg. Ten sam sternik, ten sam bębniarz, ta sama łódź więc co? Więc wynik też bez zmian. Zwyciężamy. No to chyba jesteśmy najlepsi. Na zakończeniu ogłoszenie zwycięzców no i nie chyba. Wygraliśmy. Wszyscy otrzymują okolicznościowe medale i wjeżdża urodzinowy tort. Będzie pysznie 🙂

Po konsumpcji  rozjeżdżamy się, choć można jeszcze zostać, nad ogniskiem parę kilogramów kiełbaski skwierczy, ale w brzuchach miejsca brak ;-). To było udane przeżycie. Fajnie.

Taki ślad tych wyścigów a więcej fotek w galerii poniżej.