Wiosna zawitała w ten weekend na serio. Żal byłoby nigdzie się nie ruszyć zwłaszcza że wielu znajomych kajakuje na dłuższych i krótszych dystansach.
Pomysł na dzisiejszy spływ miałem od dawna, ale i tak nie byłem pewien co z tego wyjdzie. Szczególnie jeśli chodzi o trasę. Ostatecznie padło na Brynicę ze startem 700 metrów od mojego domu. Była godzina dziesiąta a nad głową bezchmurne niebo, ostre słonko i temperatura bliska 20 st.C . Miodzio 🙂
Startuję
Brynica niesie mnie na tyle szybko, że po ponad godzince i dziewięciu kilometrach, jestem w miejscu gdzie najczęściej kończę po niej pływanie. Nie ma jeszcze południa, a słonko coraz mocniejsze, jak tu kończyć? Nie, dziś popłynę dalej. Do Trójkąta Trzech Cesarzy. Tędy płynąłem jedynie raz w życiu i to nie z Brynicy a od Będzina Cz.Przemszą. Tak więc po raz pierwszy przeniosę kajak z Brynicy na Czarną Przemszę 🙂
Za przenoską
Nic nie pamiętam z mojego jedynego pływania tym odcinkiem wiele lat temu, ale nie mija nawet pół godziny , a jestem już w miejscu w którym pamięć powraca. To Most Niepodległości pomiędzy Mysłowicami a Sosnowcem. Tuż za nim w 2000 roku zacząłem swoją najdłuższą (do wtedy) wędrówkę po Wiśle i to na moim starym hartungu. Wiele jeszcze pamiętam z tej podróży…
Pamiętny most dzisiaj 🙂
I ja za tym mostem w roku 2000 na zabytkowym już kajaczku 😉
Teraz tylko kilka minut i po lewej zagospodarowane miejsce. Trójkąt Trzech Cesarzy, a tam z racji przepięknej pogody sporo wypoczywających ludków. Wpływa Biała Przemsza i za chwilę jest miejsce z którego najczęściej startowałem na spływ Przemszą. Ostatnio taki start miał miejsce dokładnie 113dni temu. W Sylwestra. Nawet godzina taka sama – południe 🙂
TTC widziane od strony Czarnej Przemszy
Dwadzieścia minut później jestem już pod mostem ze słynnym bystrzem. I co teraz. Dotrzymuję tradycji ostatnich lat. Obnoszę przeszkodę. Długo się zastanawiam potem, dlaczego nie spływam tego miejsca od lat, a wcześniej, choćby w tym wspomnianym 2000 roku, nawet z bagażem, spływałem. Dochodzę do wniosku że z wiekiem stałem się bardziej ciepłolubny i gdyby temperatura powietrza sięgała około 30 st.C, a wody też chociaż z 25, to może nawet nie przeszkadzał by mi kolor i zapach tej rzeki by (może) spłynąć? ;-).
Takie sobie bystrze
Czterdzieści minut później jestem przy zatopionym lesie, za którym na prawym brzegu powstała olbrzymia farma fotowoltaiczna. Dziś jest też łowiący robaczki dla ryb poławiacz, i najliczniejsze na dzisiejszej trasie skupisko łabędzi. Był też kormoran i sarenka, ale tych nie udało się sfotografować.
Zatopiony las i odlot łabędzi
Dwadzieścia minut później przepływam obok wodowskazu Jeleń który w tym momencie wskazuje 153 cm. z niewielką tendencją wzrostową.
Wodowskaz Jeleń
Niespełna dziesięć minut później przepływam pod mostem autostrady A4 i za chwilę zbliżam się do miejsca w którym Przemsza przybliża się do zbiornika Dziećkowice na odległość niespełna stu metrów i przez blisko cztery kilometry w takiej odległości od zbiornika toczy swe wody. Od jakiegoś czasu miałem pomysł by poznać „dziećkowicką” wodę, ale pływając zwykle w zimnych miesiącach nie zdecydowałem się by pomysł zrealizować. Dziś jednak dzień ciepły, a i godzina niezbyt późna, może by to zrobić? Miałem taką myśl i rozglądałem się za dogodnym miejscem do wyjścia na brzeg. Brzegi jednak mało dostępne i nie zachęcające do wyjścia. To pierwszy punkt rezygnacji z pomysłu. Drugi – dzisiaj pogoda świetna, ale dość silny wiatr, więc pewnie jeziorko nieźle faluje, a przy moim wodowstręcie ;-), chyba odpuszczę 🙁 . Głównym jednak powodem tego odpuszczenia jest punkt trzeci, którym jest widoczne stalowe solidne dosyć wysokie ogrodzenie broniące dostępu do zbiornika, a ciągnące się na całej długości sąsiadującego z Przemszą odcinka. Szkoda. Na pewno jednak nie odpuszczę poznania wód tego zbiornika. Najwyżej podjadę kiedyś specjalnie opłynąć ponad jedenaście kilometrów jego linii brzegowej, czego do tej pory jeszcze nie zrobiłem.
Woda z przepompowni zbiornika
Pół godzinki wzdłuż ścieżki rowerowej biegnącej pomiędzy rzeką, a ogrodzeniem zbiornia i ostatnie falowanie Przemszy pod kładką w Chełmku
Kładka w Chełmku
Pięć minut później mijam Most Galicyjski, a po kolejnych siedmiu minutach wiem, że dzisiejszy poziom Przemszy jest niższy od „sylwestrowego”. Dzisiaj widać rurę gazową której ostatniego grudnia nie zauważyliśmy. Daje się jednak spokojnie przepłynąć.
Już za rurą
Ostatnie pół godzinki spokojnego wiosłowania w towarzystwie łabędziej parki, po wodzie zdecydowanie czyściejszej niż 113 dni temu, bez czarnego szlamu na brzegach, no i jest ujście do Wisły i znajoma tabliczka z cyfrą zero 🙂
Po lewej Wisła po prawej Przemsza
No i co robić? Godzina piętnasta, nad głową słonko, a do Bałtyku niespełna 942 km… No nic, dzisiaj skończę przepływając jeszcze tylko czterysta metrów pod most Benedykta XVI, ale wrócę tutaj za kilka tygodni, by kontynuować wycieczkę w stronę morza. W sumie nigdy nie przepłynąłem jednym ciągiem całego żeglownego szlaku Wisły. Może w tym roku się uda? 🙂
Za moimi plecami 941 kilometrów szlaku do Bałtyku.
Więcej fotek z tego pływania do zobaczenia tutaj.