Ostatni dzień, ostatnia rzeka i wreszcie pora godna rozpoczynania spływów: 8,30 🙂
Most pod którym zdecydowałem się wystartować był pierwszym na który zajechaliśmy, a w związku z czasem i szerokością rzeki podjąłem decyzję by nie jechać wyżej, choć poziom wody na to by pozwolił. W okolicach startu dzień wcześniej kręciło się trochę burz a dzisiaj wróciło upalne lato. O tym że tutaj padało przekonuję się chwilę po starcie, gdy tylko wpływam w szuwary. Te dzisiejsze kładą się mokre wzdłuż nurtu, albo na oba brzegi wytyczając mi spływalną i dosyć wartką ścieżkę. Ocieram się jednak o nie czasami no i jestem mokry, ale to nic bo dzisiaj upał. Odpływam
Żółkiewka płynie dosyć szybko. Nie dziwi mnie ten wartki nurt, bo na start jechaliśmy po to w górę, to w dół. Taka górskowatość :-). Po pół godzinie pierwsza wysiadka na zbyt niskim drzewie, rzeka węższa niż długość kajaka. Już pięć minut później pierwszy jaz zmuszający do przenoski. Sporo wody a przenoszenie oczywiście pomiędzy ogromnymi pokrzywami 🙁
Za przenoską
Siedem minut później tama bobrowa, tą daję rade przepłynąć, później różne mostki , ale ok. O dziesiątej mam za sobą przenoskę obok drugiego jazu. Płynę dalej, tempo nie najgorsze 🙂
Za drugim jazem
Po pięciu minutach znowu spływalna tama bobrowa, a po kolejnych zastawka która wyłania mi się za zakrętem. Woda niesie dosyć szybko, mało czasu na decyzję co robić, bo próg wygląda na niski, dziwi mnie tylko spora piana stojąca przed progiem. Postanawiam obnieść, a dobicie do brzegu łatwe nie jest, ale udaje się. Po obniesieniu (przez pokrzywy 😉 ) okazuje się że to była słuszna i najlepsza decyzja, bo gdybym „skakał” byłbym w najlepszym wypadku cały mokry przez wodę która jak do tej pory nie pachnie najładniej, i która jakość jest najgorsza z wszystkich pływanych na tym urlopie. Tłumaczę sobie ten stan tym, że po opadach spłynęły z pól różne syfy, bo tak to czuć :-(.
Przenoszenie obok tego
Słabo tu widać, ale moje (co najmniej, tylko) zmoczenie byłoby pewne, ponieważ najpierw jest niski próg, a za nim wisi zastawka która w tym układzie zastawia jedynie możliwość spłynięcia i to właśnie o nią opiera się piana. Dobrze że obniosłem. Ładnie bym śmierdział, a przede mną jeszcze sporo czasu i kilometrów 🙂
Tak to wyglądało za przenoską
Po kwadransie kolejny jaz do obniesienia
Taki jaz
A po kolejnym kwadransie jeszcze jeden. Mam wrażenie że coraz więcej wody w rzece, więc płynie się coraz łatwiej, jedynie uciążliwie. Dużo przenoszeń.
Dużo wody
Po tym gęstym jazowisku, wreszcie godzinka płynięcia bez konieczności wysiadania, no ale znowu trzeba. Tym razem wysoki jaz obok stawów rybnych i dość zadbany. Nie trzeba przedzierać się przez pokrzywy 🙂
Obnoszę
Po pół godzinie utwierdzam się w tym że płynę po naprawdę wysokiej wodzie. Chyba z tych wczorajszych burz ?
Taka wysoka
Woda nieco zwalnia i robi się dosyć szeroka, okazuje się że to wina starego młyna i elektrowni którą znowu muszę obnieść. Tutaj trafiam rozmownego gościa, który mi mówi że wczoraj za przenoską było może z 20 centymetrów wody, dzisiaj jest o metr więcej i rośnie. Łał.
Obok młyna i elektrowni
Gość informuje mnie jeszcze jakie niespodzianki czekają mnie po drodze. Że jest jeszcze kilka jazów, które przy tym stanie wody dam radę przepłynąć, i będzie jeszcze jedna elektrownia. Po dziesięciu minutach mam kolejne potwierdzenie wysokiej wody. Obok rzeki biegnie chyba jakiś szlak rowerowy, albo ścieżka na której widzę troje rowerzystów obok odpoczynkowej wiaty. Ścieżka prowadzi na drugą stronę rzeki, ale nie dzisiaj, bo kładka znajduje się pod wodą.
Tak wygląda kładka
Od teraz przez pół godziny płynę wzdłuż wykoszonych łąk na których bliżej, niżej lub wyżej leżą bale zwiniętej skoszonej trawy. NA tym odcinku mijam też kilka jazów (dzisiaj) spływalnych.
Takie widoki
Rzeka rozlewa się na łąki, trudno wyczuć właściwe koryto, jedynie czasem można je rozpoznać po niesionych wezbranym nurtem różnych gałązek, a nawet drzew. Ostatni spływalny jaz robi jakieś czary (?) Chodzi o kolor wody
Taki kolor wody przed jazem
A kwadrans później widzę zapowiedzianą elektrownię przy której mało sympatyczny pan z wielką łachą udziela mi informacji którą stroną lepiej obnieść tą przeszkodę.
Taki kolor wody kwadrans za jazem a przed elektrownią 🙂
Przez następną godzinę płynę czystą, zwykłą pokręconą nizinną rzeczką, mijając bezproblemowo cztery jaziki nie zmuszające mnie do wysiadania. Dopływam do Krasnegostawu, a tu w rzece zapory zbudowane są przez bale skoszonych traw 🙁
🙁
Po trzech minutach muszę wyjść by obnieść zbyt niską kładkę w ciągu ścieżki rowerowej (starej). Dla nowej, a dokładnie dla szlaku Green Velo wybudowano nową – wysoką kładkę.
Stara niska kładka a w tle podjazd na nową kładkę
Kolejne pięć minut i rzeka cała zasypana balami , nie wiem co za palant wpadł na pomysł by nawrzucać ich tyle do rzeki ? Udaje mi się jakoś po nich przecisnąć ,ale to nie ostatnia przeszkoda dzisiejszego spływu, choć do Wieprza już bliziutko 🙂
Taka przeszkoda
Stąd do ujścia jakieś sześćset metrów ale by wpłynąć na Wieprz trzeba pokonać drzewo leżące w poprzek ujścia Zółkiewki do Wieprza. Udaje się to koncertowo, zważywszy że na drugim brzegu Wieprza siedzą filmują i fotografują mnie moi współtowarzysze podróży.
Już prawie na Wieprzu 🙂
Przepłynę tylko na drugi brzeg gdzie czeka mnie pakowanie kajaka i odjazd w stronę domu – 400 km. -daleko 🙁
Za mną dzisiaj 30 kilometrów nowego szlaku wodnego 🙂
Więcej fotek z tej wycieczki do zobaczenia tutaj.