Nadszedł dzień wyjazdu na długo wyczekiwany tygodniowy urlop z ambitnym zamierzeniem przepłynięcia kilku nowych, nie znanych mi rzek…
Niestety zapowiedzi ogromnych upałów zniechęciły mnie do startowania na czymś czego nie znam, co wiązało by się z płynięciem w długich spodniach i butach (tak zwanym stroju anty pokrzywowym). Tak więc doszliśmy do porozumienia z towarzyszącą mi parą rowerzystów, by spływ rozpocząć na „lajtowej” Pilicy, a na nocleg dopłynąć do zaprzyjaźnionego pola biwakowego nad Pilicą – Kajmary w Stobnicy. Tam ma być możliwość zobaczenia meczu Euro 2020 Polska-Hiszpania. Startujemy z samego rana bym o dziesiątej mógł zejść na wodę w Krzętowie.
Startuję
Upał straszny , trzydzieści stopni w cieniu , po kilku zakrętach zdejmuję kapok, bo nie ma czym oddychać i męczę wodę mijając wielu weekendowych kajakarzy, ciesząc się że nie jestem na jakiejś zakrzaczonej małej rzeczce w pełnym stroju. Po pogodzeniu się z myślą że nowej rzeczki dzisiaj nie poznam i przepłynięciu około pięciu kilometrów, pojawia się znak informujący że z lewej strony do Pilicy wpłynie Biestrzykówka…
Może jednak poznam coś nowego?
Co mi tam, spróbuję trochę powiosłować pod prąd Biestrzykówki. Rzeczka wąska, ale czysta i głęboka na tyle że mogę się powoli przemieszczać pod jej nurt. Jest tak wąska że nie mam szans zawrócić. Po pół kilometrze, mały jazik którego nie zamierzam obnosić. Jest miejsce na nawrót. Mogę wracać na Pilicę. Będę miał pięćset metrów nowego szlaku pod nurt i pięćset z prądem. 🙂
Pięćset metrów przed ujściem do Pilicy
Wróciwszy na szlak główny co i rusz mijam sobotnich kajakarzy, tak na wodzie jak i w wodzie, korzystających z fantastycznych warunków pogodowych. Ja płynę bez odpoczynku a po kilku zakrętach napotykam w rzece i na brzegu stadko bydła mocno rogatego 😉
Takie stadko
Płynąc dalej mam spinę z jednym nawalonym „turystą” odbezpieczającym kolejnego czteropaka, pozbywającego się foliowego opakowania wyrzucanego na brzeg. Nie dociera do niego że ma zebrać śmiecia. Jest w swoim świecie, pan i władca wszystkiego naokoło. Opuszczam dziada, i wkrótce dopływam do Przedborza, gdzie spotykam się z moimi towarzyszami.
Przedbórz
Szybkie zimne piwko i dalej w drogę, a chwile po restarcie nie miły widoczek. Do Pilicy wpływają prawdziwe, śmierdzące ścieki :-(.
Taka ekologia 🙁
Żal mi napotkanych w następnych kilometrach turystów kąpiących się w wodzie zasilanej przez to co na powyższej fotce. Widoczki ładne, ludzi na wodzie i na brzegach całe masy, a mnie kilometry przybywają, choć mocno się nie spieszę. W planie jest mecz który zacznie się dopiero o dwudziestej pierwszej.
Ładnie
Upał robi swoje, czuję że parzy mnie skóra na rękach, na szczęście mijam kajaki na których dziewczyna smaruje się czymś przeciwsłonecznym. Podpływam prosząc o kropelkę na zewnętrzną skórę dłoni i już jestem bezpieczny (mój krem gdzieś się stracił 🙁 ) . Moje rozpoczęcie urlopu trwa nieco ponad dniówkę (8 h i kwadrans). Za mną 48 kilometrów a przede mną gościnny biwak Kjmary i kilku znajomych witających mnie serdecznie czym tylko się da 😉
Rowerzystów jeszcze nie ma, pojechali obejrzeć jeziorko w kamieniołomach przed Sulejowem, ale ja czuję się mocno zaopiekowany ;-). Dziękuję Joli, Marcinowi, Maćkowi , Łysemu i reszcie 🙂 . Moi wkrótce wracają, jest zremisowany mecz i nie ma już zdjęć ani więcej komentarzy bo każdy z nas ma jutro rano coś zaplanowane :-).
Więcej fotek z dnia pierwszego do zobaczenia tutaj.