22-02-2021 Odszedł na zawsze najbardziej znany i utytułowany polski kajakarz – turysta Aleksander Doba…
To że odszedł jest dla mnie nie zrozumiałe i to z dwóch powodów. Po pierwsze wiedziałem , że nas przeżyje, wszak zapraszał publicznie wszystkich na swoje setne urodziny lecz pod warunkiem że dożyją. To zaproszenie mnie motywowało, bo bardzo chciałem być na tej uroczystości :-(. Po drugie , jeśli Olek miałby nie doczekać tych urodzin, to w moich wyobrażeniach nie odchodząc , ale odpływając wszak z wodą był głównie kojarzony… Wiem że góry również kochał o czym dowiedziałem się gdy przyjechał kiedyś do naszej „Polski Południowej” na spływ Trzech Zapór na Sole. Kiedy po piątkowej imprezce przebudziliśmy się rano, obok naszych namiotów leżał rozrzucony namiocik bez stelaża, okazało się że w środku śpi Olek, który przyszedł do nas , do Porąbki z bielskiego dworca pieszo, bo jak stwierdził nie chodził jeszcze po tych górach (to z 19 kilometrów)
Olek opowiada o górskim szlaku z Bielska do Porąbki w roku 1993 🙂
Rok 1993 to generalnie rok naszych kilku spotkań. Tutaj nad Sołą, a trzy tygodnie wcześniej na Dunajcu (czerwiec) a jeszcze wcześniej, w maju na Wdzie. O spotkaniach tych można poczytać na tej stronce w pływaniu w latach dziewięćdziesiątych. Były również spotkania we wcześniejszych latach. tj. w 1988 , 1991 i to tylko o tych wspominam, gdyż są pamiątkowe zdjęcia z tych spotkań bądź można o nich poczytać w dziale moje pływanie lata osiemdziesiąte i dziewięćdziesiąte. W tych drugich szczególnym był rok 1991 w którym okazało się jak bardzo zakręconym na punkcie kajaków jest Olek. Gdy trzech uczestników organizowanego przeze mnie spływu Ślęzą w listopadzie, przetarło dziury w kajakach, Olek – jedyny który nie przetarł , dowiedziawszy się że nie mam niczego do naprawy kajaków, zaproponował zrywanie asfaltu by je troszkę podreperować. Zauważył również że będzie księżycowa noc i będzie można popłynąć. jednak nasza trójka przegłosowała koniec płynięcia i tak też się stało. Obiecałem wtedy Olkowi że kiedyś skończymy płynięcie Ślęzy, i nigdy tej obietnicy w stosunku do niego nie spełniłem. Sam ją skończyłem, gdy On pływał już zdecydowanie dłuższe i dalsze dystanse. Fajnym był również rok 1994 kiedy to Olek transportował nas z Piotrkiem z Polic do Barlinka na Płonię, zarywając kawał nocki a rano szedł do pracy. Olek pływał jeszcze w barwach Polski Południowej na Skawie w 2003 roku, na wyścigu Barbórkowym w 2007 i 2012, a w czerwcu 2014 roku po pierwszym pokonaniu Atlantyku kajak „OLO” trafił do Czeladzi a ja byłem pierwszym kajakarzem siedzącym w nim. Byłem w wielkim szoku, jak Olek potrafił w nim wysiedzieć tyle dni na wzburzonych wodach Atlantyku. Strasznie nie wygodne siedzisko :-(. Podwójny Szacun.
🙂
Tydzień później Olek brał udział w Pierwszym Powojennym Spływie Kajakowym po (mojej) Brynicy który zorganizował jego (wcześniej mi nie znany) przyjaciel – mój ziomal – Stasiu Pisarek.
Olek na Brynicy, ja tuż za nim
Po tym spływie naszych spotkań było dużo mniej, Olek stał się sławny, więcej jeździł na różne prelekcje i opowieści nt. kolejnych podbojów Atlantyku. Na dwóch takich prelekcjach byliśmy z żoną i Olek zawsze nas wychwytywał wśród tłumu widzów, mówiąc że z nami pływał tu i tam. Było to dla nas bardzo miłe, ale już się nie powtórzy 🙁
Katowickie Centrum Targowe rok 2017
Olek był dla mnie niedoścignionym szalonym wzorem kajakarza, powiedziałem mu daaaaawno temu że chciałbym go dogonić, odpowiedział :”Młody (taką miałem drugą ksywkę pływając z ludźmi w wieku moich rodziców), ty nie goń mnie, ty goń i przegoń wszystkich” Nie posłuchałem Olka, postarzałem się a jego już nie ma. Odszedł na szczycie. Na szczycie Afryki.
ODPOCZYWAJ W POKOJU WIELKI OLO 🙁
p.s. fotka na górze ja z Olkiem na Sanie w roku 1988