2019-09-14-15 Rowerkiem do Wisły (110 km.)

Rok temu moja żona rzuciła pomysł byśmy pojechali rowerami do Wisły, trochę czasu minęło, ale pomysł doczekał się wreszcie realizacji 🙂

Ufając w optymistyczne zapowiedzi pogodowe na ten weekend, ruszamy o 8.30. Rześki słoneczny poranek, a według googlowych map, przed nami 93 kilometry. Ciekawe ile nadrobimy? :-). Pierwsza wtopa już za Doliną Trzech Stawów. Chcąc jechać najkrótszą wskazaną przez mapy ścieżką, natrafimy na remontowany odcinek DK 86. Wciągamy pod stromą górkę (nasyp kolejowy) rowery, jadąc wcześniej szlakiem obecnie nie istniejącej już kolei, a dalej przez blisko kilometr ruchliwą , w tym miejscu zwężoną trasą  uciekając przed ścigającymi nas samochodami 😉

                                                                                        Zwężka minięta , uff 🙂

Teraz już spokojniej. Przez Park KWK Staszic na Murcki. Las z grzybiarzami wynoszącymi z niego pełne wiaderka zbiorów (szok), rozkopy , przekopy, błoto i dziurawa dętka. ZNOWU :-(. Średni początek długiej wycieczki 🙁

                                                                      Dobrze że wczoraj dokupiłem dętkę

Za lasem, dziesięć kilometrów śmigamy ścieżką rowerową przez całe Tychy, co znowu nudzi nas na tyle, że skręcamy ponownie w las. Tym razem okolice jeziora Paprocany. No i znowu wtopa. Droga coraz węższa, przechodząca w ścieżkę, która z każdym metrem wygląda na coraz mniej uczęszczaną, a w końcu zanika. Fajnie, tyle że dziesięć metrów obok biegnie prawdziwa asfaltowa ścieżka rowerowa, po której co i rusz przemieszczają się rowerzyści i spacerowicze. Dlaczego my na niej nie jesteśmy?  Rozdziela nas rzeka Gostyńka. Jest nawet pomysł, by ją pokonać brodząc, ale nie jest zbyt ciepło, a i wyjście i zejście do rzeki mało ciekawe. Wracamy w końcu tą samą drogę na właściwą ścieżkę przez las.

                                                             My na przełajach, a obok cywylizacja 🙂

Trafiamy na właściwy (czerwony) szlak turystyczny, i postanawiam zrezygnować ze skrótów i jechać wzdłuż niego. Zwłaszcza że szlak ten od Katowic do Pszczyny wygrywa w rankingu najpiękniejszych szlaków rowerowych Śląska. Faktycznie od Kobióra do Pszczyny całkiem fajnie się jedzie, a i otoczenie ładne. Oznakowanie bezbłędnie przeprowadza nas przez Pszczynę, z Parkiem Zamkowym i Zagrodą Żubrów w rolach głównych. 😉

                                                                                                W Pszczynie

Do zbiornika Goczałkowickiego docieramy już bez problemu, mijając go szczytem korony zapory. Na końcu natrafiamy na oznakowanie szlaku Wiślanej Trasy Rowerowej. Optymizm zmienia się w pesymizm. Za nami nieco ponad 60 kilometrów,  dochodzi piętnasta a znaki informują, że do Wisły pozostało 60 kilometrów :-(… Dużo.

                                                     Taka sobie tabliczka, a tak zmieniła moje nastawienie 🙁

Nie poddajemy się, jedziemy za znakami WTR i w tym miejscu to błąd. Robimy wielki „cyc” w Zabrzegu. Cyc ma cztery kilometry. Dopiero w powrotnej drodze widzimy że można go skrócić przejeżdżając tunelem pod torami. Jeszcze kawałek trzymamy się znaków i odbijamy by skrócić choć trochę dystans. Kulamy się po świeżo położonym asfalcie i mało uczęszczanymi dróżkami wijącymi się pomiędzy wieloma hodowlanymi stawami rybnymi, by w końcu o 16,30 dotrzeć nad Wisłę w Skoczowie. Tutaj krótka przerwa na posiłek, a moje mapy mówią że do Wisły już „tylko” 20, a nie 40 kilometrów. Optymizm powraca. Ruszamy wzdłuż Wisły po jej wale.

                                                                 Się jedzie wzdłuż Wisły do Wisły 😉

Mijamy zatłoczony Ustroń i w końcu o dziewiętnastej mamy nasz cel. Jest Wisła 🙂

                                                                                                          🙂

Mamy pół godziny do ostatniego pociągu jadącego do Katowic. Zwiedzać, czy wracać? Mały dylemat. Trafia się dom z wywieszką o wolnych pokojach. Dzwonimy i zostajemy. Na spokojnie do centrum, coś przekąsić i pooglądać i już ciemno i jakoś wyjątkowo zimno. Tego lata jeszcze chyba tak nie było. O godzinie dwudziestej ledwo osiem st.C. Brrrr.

                                                                                  Pomnik Źródeł Wisły

Nie balujemy na mieście zbyt długo ;-). Za zimno jest. Wracamy na kwaterę i możemy spokojnie pomyśleć co robić jutro. Za nami dzisiaj 110 km.

                                                            Na deser widoczek z okna z pełnią księżyca 🙂

Niedzielny poranek budzi nas słonkiem wdzierającym się ostro do pokoju. Postanawiamy pojechać w drogę powrotną. Wyczuwamy różnicę tempa jazdy. Wyraźnie mamy  z górki, wszak jedziemy z nurtem górskiej rzeki 😉

                                                                                              W Ustroniu

Tak dobrze nam szło, że postanowiliśmy zmienić szlak by nie wracać tym samym. Za Ustroniem odjechaliśmy od Wisły na wschód. Coś znowu przeoczyliśmy wspinając się rowerkiem po szlaku pieszym (zielonym) „Pod Zebrzydkę”. Nie daliśmy rady, do szczytu Zebrzydki (579 m.n.p.m.) pozostało około stu metrów (pionowo w górę), ale widoki były warte podjazdu,z którym się uporaliśmy, a później zjazdu, by wrócić na ciut mniej stromy podjazd.

                                                                                               Pod Zebrzydką

Jedziemy przez Rezerwat Dolina Łańskiego Potoku do Jaworza, tam skręt w lewo i dziewięć kilometrów z górki. Ale fajnie :-). No tak, jest z górki to i będzie pod górkę. Jedziemy ulicą, a właściwie chodnikiem wzdłuż dosyć uczęszczanej drogi, no i pod górkę. Na jej szczycie daleki horyzont, a na jego końcu widok (chyba) elektrowni Jaworzno. Toż to ponad czterdzieści kilometrów. Nieźle.

                                                                                              Daleki widok

Dalej bez błądzenia wpadamy w WTR i obok jeziora Goczałkowickiego do Zabrzegu, gdzie trafiamy w tunel pod torami, przez co oszczędzamy cztery kilometry. W Goczałkowicach zbaczamy do pobliskich Ogrodów Kapiasa, ale tłumy ludzkie nie pozwalają nam się przebić ze swoimi stalowymi rumakami. Jedna fotka i wracamy na opuszczony szlak.

                                                                                  W Ogrodach Kapiasa

Dzisiejsza piękna i ciepła niedziela sprowokowała dużo większą rzeszę ludzi do wyjścia, wyjechania i wybycia z domów, przez co na naszym szlaku rowerowym jest bardzo tłoczno. Przed piętnastą dojeżdżamy do Pszczyny. W Parku Zamkowym z pięć razy więcej ludzi niż wczoraj. Jedziemy na rynek. Tłoczno.  Krótka przerwa na długo przyrządzaną zapiekankę i jedziemy na dworzec PKP.                                                                                    Na rynku w Pszczynie

Postanawiamy dalszą podróż odbyć pociągiem. Udaje się, choć ledwo mieścimy się z rowerami do jedynego rowerowego przedziału. Dobrze, że w Pszczynie trzy rowery wysiadły :-). Dzisiejszy dystans to 65 kilometrów.         Będzie jeszcze kawałek z Katowic do domu, ale to już inna bajka. Weekend udany 🙂

                                                                     A w Katowicach taki tramwaj 🙂

Więcej fotek do zobaczenia tutaj.