Gdy w radiu RMF w porannych wiadomościach powiedzieli że dzisiaj nawet w mojej Czeladzi króluje SMOG, postanowiłem się ewakuować i…
…i pojechać na Wisłę (od Goczałkowic), bo po pierwsze nie pływałem już od 37 dni, a po drugie to środek zimy a w zapowiedziach w południe słupek rtęci może zaliczyć wynik dwu cyfrowy (na plusie!!!). Wierzę w to, bo wczoraj było podobnie. Wyjeżdżamy z żoną przy temperaturze 0 st.C, ale w pełnym słońcu i po niespełna godzince jesteśmy już nad Wisłą, a wyświetlacz temperatury w transportowcu pokazuje plus siedem :-). Będzie fajnie. Woda jest :-). W Jawiszowicach 288 cm. poziom normalny i taki sam w Bieruniu Nowym – 107 cm. Startuję o 10,50.
Goczałkowice – za mostem kolejowym
Dawno nie płynąłem tędy przy przy tak fajnym poziomie wody, po niespełna dwudziestu minutach jestem już przy przepuście rurowym wybierając na spłynięcie (raczej tradycyjnie) rurę czwartą od prawej. Pamiętając jak to wyglądało dwa lata wcześniej (fartuch pełen wody), dziś ostrożnie wpływam w rurę i jest sukces. Fartuch jedynie troszeczkę zalany. Można w cieple płynąć dalej 🙂
Przepust istnieje od lat , choć pamiętam czasy gdy go nie było.
Nie długo dalej, dopływam do ujścia Białej i dzięki dzisiejszemu poziomowi obu rzek, wpływam sobie w Białą, by do Wisły wpłynąć sobie jej wodami. Zaledwie kilka metrów , ale jednak 🙂
Na wprost Biała a po prawej, coś do Białej wpływa
Za ujściem Białej nad Wisłą mnóstwo ptactwa wodnego – 50 osobnikowe stada kaczuch, i nie mniejsze kormoranów z których jeden jest przez jakiś czas moim przewodnikiem nurkującym tuż obok mojego kajaka i wyłaniającego się kilkanaście metrów dalej, znowu obok mnie i tak kilkanaście razy, aż go wyprzedzam lekko przyspieszając.
Kormoran – przewodnik 😉
Płynąc dalej napotykam jeszcze samotnego, dorastającego łabędzia, a na brzegu zwinnego i szybkiego lisa. Jest słonecznie i trochę szarawo, ale gdzie nie gdzie trawa wydaje się już być świeżą – soczyście zieloną. mija niespełna dwie godziny i jestem pod mostem w Górze, to tutaj w ubiegłym roku kończyłem spływ, dzieląc wówczas dzisiejszy etap na dwa odcinki. Podział ten to z racji sporego mrozu towarzyszącego mi w ubiegło rocznej wycieczce.
Zielono mi 🙂
Jako że dawno nie miałem żadnej pamiątki spływowej, dzisiaj zawróciłem by jedną sobie przyswoić, czyszcząc jednocześnie wiślany brzeg.
Taka pamiątka spływowa
Mijają kolejne kilometry i jest wreszcie oznaka środka zimy, resztka śniegu którego w tym roku raczej nie brakowało. Jeszcze w miniony poniedziałek była dostawa świeżego, a teraz trudno wypatrzeć choć troszeczkę. Taki klimat…
Taka skromna oznaka zimy
Mijam kilka zakrętów i mimo połowy lutego dostrzegam oznaki wiosny. W dwóch miejscach już przyszła 😉
Oznaki wiosny wyraźnie dostrzegalne.
Powyższy widok ma na mnie dopingujący wpływ, zaczynam mocniej wiosłować widząc że mam szanse na rekordowy czas spłynięcia tego odcinka, a tym samym szanse na zdążenie z powrotem do domu na Puchar Świata w skokach narciarskich. Wczoraj naszym dobrze poszło, warto pooglądać i dzisiaj. Płynę mijając kolejne mosty, a dalej ujście Pszczynki i Gostynki i wiem już że do mostu na DK 44 w Bieruniu pozostało już tylko kilka zakrętów…
ujście Pszczynki
Dobrze pamiętam. Mijam wspomniane kilka zakrętów i widzę most mojej dzisiejszej mety. Tam na mnie ma czekać transportowiec, a żona na rowerku pedałuje w stronę domu.
No i jest most mojej mety
Wysiadam pod nim i już wiem że to koniec dzisiejszego pływania. Skąd wiem? …
…ano stąd. Napisane jest 🙂
Transportowiec czekał, a nim się zapakowałem i odjechałem upolowałem ciekawy widoczek na moście kolejowym. 15 czołgów zmierzających pociągiem w stronę Oświęcimia. Pierwszy raz widziałem taki transport.
Taki transport
Wróciłem do domu i to tutaj, u mnie najbardziej widać że jeszcze jest zima 🙂
U mnie śniegu więcej niż nad przemierzonym odcinkiem Wisły 🙂
Więcej fotek z tego wyjazdu do zobaczenia tutaj.