2017-11-25 Pętla Wiślańsko – Łączańska

Zapowiedzieli ładną sobotę, być może ostatnią tak ładną w tym roku, to co?  Nie, inne pytanie: to gdzie? 😉 Pętla Wiślańsko – Łączńska ; tam jeszcze nie byłem w tym roku 🙂

Wyjeżdżam zatem wcześnie rano , bo sprawdzając zeszłoroczny wynik z tej trasy z endomondo, widzę że potrzebuję na pętlę jakieś siedem godzin, zajeżdżam jednak na start opóźniony bo mgła i jakieś wypadki na trasie, wiec nie wiem czy metę osiągnę po widnemu. Czołówkę na wszelki wypadek mam. Choć widziałem już dzisiaj pełne słońce, to w Łączanach niestety nie widzę zbyt wiele. Oprócz mgły 🙁

                                                  Na szczęście z każdą chwilą widoczność się poprawia

Przez mgłę, mało co nie trafiłem nad wodę;-) , a szum dobiegający od strony jazu trochę mnie przerażał, bliżej wody okazało się jednak, że dźwięk to jakiś remontowy hałas modernizowanego stopnia wodnego.  Woda z kanału elektrownianego też mocno wpływała do Wisły, tworząc mocną cofkę i wiry. Ciężko będzie wystartować.

                                       Dobrze że znam trochę tą trasę, bo nie wiedziałbym gdzie płynąć 😉

Woda w stanie dolnym średnich 269 cm. na wodowskazie w Czernichowie, niesie dość szybko i w ciągu dwóch godzin już widzę prom za którym po kilkuset metrach będę zmieniał kierunek wpływając w kanał. Wcześniej w ładnym miejscu biwakowym widzę małe stadko młodych sarenek. Ładny widok :-).

                                                                                                       🙂

Za mną ponad 20 km. Zmiana kierunku to płynięcie pod słońce i pod lekki nurt, a po kilometrze przenoska obok śluzy Borek Szlachecki.  Dwadzieścia metrów w górę i pozostałe dwieście wzdłuż płotu śluzy, można coś przekąsić i dalej w drogę.

                                          Za przenoską, szykuje się do drugiego etapu dzisiejszej wycieczki.

16 kilometrów kanału , który w tym roku już spływałem , tylko w odwrotnym kierunku , płynę w tempie 10 minut na km. licząc nie zliczoną ilość mostków, przy których około dziesiątego zwykle tracę rachubę 🙂 . Nurt pod który płynę, dziś wyjątkowo mi daje się we znaki. Może jest większy niż rok temu, poziom wody przecież jest, wystarczy że na chwilę odłożę wiosło by zrobić fotkę, a już woda niesie mnie z powrotem w stronę Krakowa ;-). Wiem jednak że czołówka chyba nie będzie mi potrzebna, bo dopłynę za widnego 🙂

                                                                                    Nad głową takie niebo

Około piętnastej dopływam do Wisły właściwej, a tu nagle zrywa się tak mocny wiatr, że nie mogę dać rady skręcić w lewo wiosłując wiosłem cały czas z prawej strony. Dobrze że miałem do przepłynięcia jakieś dwieście metrów, i że ten wiatr obudził się na sam koniec mojej wycieczki 🙂

                                                                        Falująca Wisła przy mojej mecie

Cieszę się, że udało mi się w czasie nieco ponad sześciu godzin i jeszcze za dnia zrobić tą trasę, mogę jeszcze zejść do miejsca startu i bez mgły je sobie zobaczyć, a nawet nagrać krótki filmik przedstawiający elektrowniany kanał:

Więcej fotek z tej wycieczki do zobaczenia tutaj.