Wstając rano w tą ostatnią sobotę jesieni i widząc piękne słońce za oknem, nie pozostało mi nic innego jak tylko wskoczyć w auto i jechać na wodę. Klimat się ociepla, tak więc mogłem podjechać na wodę, która w poprzednich latach o tej porze bywała zamarznięta, a której do tej pory dno mojego kajaka jeszcze nigdy nie widziało 🙂 Podjechałem do Sławięcic i w niewielkiej odległości od śluzy o tej samej nazwie zszedłem na wodę Kanału Gliwickiego. Pogoda słynnej polskiej złotej jesieni i tylko złota już próżno wyglądać, piękny dzień.
To właśnie tutaj wystartuję
Popłynąłem w stronę Odry mijając po lewej stronie Kanał Kędzierzyński, dopłynąłem do śluzy Nowa Wieś, tam nawrót i z powrotem w stronę Sławięcic…
Po wykonaniu nawrotu
Za parę chwil dopłynę do Kanału Kędzierzyńskiego, a nim równe sześć kilometrów do jego końca. Tam oczywiście kolejny nawrót i płynięcie w stronę Kanału Gliwickiego. Na Kędzierzyńskim w miarę czysta woda, a nawet ślady działalności bobrów jedynie im bliżej końca, tym większy hałas obiektów przemysłowych.
Coraz bliżej końca Kanału Kędzierzyńskiego
Teraz już tylko do przodu, z zakrętem w prawo po sześciu kilometrach i następne sześć do mety. Z tym , że teraz dopłynę sobie pod śluzę Sławięcice i pod nią zawrócę by dopłynać do auta. Cała wycieczka to 26 km. kanałami a więcej relacji z niej tutaj.
Śluza Sławięcice