2020-08-08-09 Nida

 

Jak już wspominałem ten rok u mnie turystycznie raczej na straty, ale wyskoczył nam wyjazd na kielecczyznę, więc kajak na dach bo po drodze Nida…

Tak więc w sobotni poranek ruszamy jak za starych lepszych czasów 😉 stałą ekipą kajakarz plus rowerzyści i osoba towarzysząca dzięki której odbył się ten wyjazd :-). Punkt jedenasta schodzę na wodę pod mostem w Motkowicach.

                                                                     Niska Nida w Motkowicach

Wody mało , ale póki co daje się płynąć po jedenastu minutach mijam most kolejowy, po kolejnych dwudziestu most starej wąskotorówki a po kolejnych dwudziestu ostrzeżenie o progu którym jest bystrze, które dzisiaj , jak zresztą przez ostatnie lata, obniosę. Mała woda, dużo tarcia i widzów na brzegu, a za kolejne sto pięćdziesiąt metrów próg z kategorycznym zakazem spływania. Zrobi się to jednym wyjściem z kajaka.

                                                               Zrobiło się, jestem za dwoma przeszkodami

Po czterdziestu minutach jestem już za kolejną, ostatnią sztuczną przeszkodą na Nidzie.

                                                              Tutaj było drugie moje dzisiejsze obnoszenie

Nad głową mocne słońce, temperatura ponad trzydzieści stopni celsjusza, a ja wiosłuję przez trzydzieści pięć minut dopływając do ujścia Mierzawy

                                                                                     ujście Mierzawy

Dziesięć minut później dopływam do ujęcia wody która zasila Pińczowski zalew, za którym widzę już Pińczów, ale nie bardzo mam do niego po czym dopłynąć. Przemieszczam się od brzegu do brzegu czasami szorując dnem kajaka na płytkich mieliznach. Niespełna dwu i pół kilometrowy odcinek do mostu drogowego płynę ponad pół godziny. W wodzie mnóstwo plażowiczów i brodzących po płytkiej wodzie dzięki czemu widzę gdzie komu woda sięga do kostek a komu nieco pod kolana. Taką mam tutaj wskazówkę wyboru odpowiedniej drogi do płynięcia 🙂

                                                                                        Most w Pińczowie (167 cm. na wodowskazie)

Za Pińczowem na wodzie pojawiło się kilka grupek kajakowych, bo na szczęście woda powróciła i choć trochę jej mało to już nieco lepiej niż było obok miasta. Za mną więcej niż pół drogi to wiadomo, druga połowa płynie łatwiej i lżej i tak po stu pięćdziesięciu minutach wiosłowania dopływam do naszej stałej miejscówki przed mostem w Chrobrzu.

                                                                         Zachód sołońca przed Chrobrzem

Czekaliśmy do zachodu słońca, by zrobiło się nieco chłodniej. Dopiero namiot i nawet ognisko, by tradycji stało się zadość, a było to pierwsze w tym roku wyjazdowe ognisko 🙁

                                                                                                Ogień był 🙂

Niedziela budzi nas gorącym słońcem, które wygania nas z namiotu. Zanosi się na upalną niedzielę. Szybko się zatem zbieramy i każdy rusza w swoją wędrówkę. Ja na wodę 🙂

                                                                              Szczęśliwy 😉 i gotowy do startu

Drugi etap bezproblemowy, kilka kajaków głównie jeszcze na brzegu, troszkę plażujących , zakręt za zakrętem i po trzech godzinach w oddali widzę Wiślicę , tam zakończę płynięcie.

                                                               Kawałek za mostem dzisiaj zakończę płynięcie

Z daleka moja meta wygląda nieźle, ale z bliska już nie. Zrobiono dla ludzi plażę, która niewiele gorzej, a może i lepiej wyglądała przed modernizacją, polegającą na wycięciu dużej ilości starych dorodnych drzew dających schronie przed słońcem dla wolących cień. Teraz nie ma się gdzie schronić. Jest za to parking i znaki o zakazie kąpieli na plaży 🙁

                            Taka plaża i mój transportowiec stojący (kiedyś) w cieniu dorodnego drzewa

Więcej fotek z tego wyjazdu do zobaczenia tutaj