Tegoroczny sezon zacząłem dosyć wcześnie, bo już 25 stycznia na „Korkowej” Brdzie na którym to spływie znalazłem się po raz czwarty. Gdy wyjeżdżałem z domu z Cześkiem O. z Katowic u nas było naprawdę zimowo, i zimowa aura towarzyszyła nam aż do Torunia, nawet zakręciliśmy pirueta na autostradzie przed Łodzią. Na miejscu jednak zimy (prawie) widać nie było…
zimowo w Czeladzi
mało zimowo w Mylofie
Drugi dzień nie przyniósł niczego zaskakującego, dalej płynęliśmy na zimowym tylko z nazwy spływie 🙁
Stare poczciwe szklaki 🙂
Ostatniej nocy troszkę wreszcie posypało i ostatni etap spływu był prawdziwie zimowym 🙂
zasypało nam kajaczki
zimowo na spływie
Zimowy akcent w czasie ostatniego etapu pozwolił nam się czuć i chwalić tym , że byliśmy na zimowej Brdzie 🙂
ciut obszerniejsza relacja foto z tego spływu tutaj.
Po dwóch miesiącach pojechałem razem z Gosią i Magdą do wrocławskiego Wiadrusa na ich VI spływ „Powitanie Wiosny” po Oławie i Odrze. Dziewczyny i kajaki wysadziłem przy moście w Marcinkowicach, a sam pospieszyłem na Rzeźbiarską , by mieć transportowca na mecie po przypłynięciu. Zdążyłem na autokar wiozący nas na start 🙂
nasze kajaczki troszkę się wyróżniają na tle Wiadrusowych 😉
a dziewczyny lekko wymarzły chowając się przed wiatrem na moście w Marcinkowicach
trzy dni temu zaczęła się wiosna, także po zimie wody w Oławie nie brakuje ktoś z Wiadrusa wychwycił swoim aparatem Magdę płynącą ze mną… …i Gosię płynącą tuż za nami 🙂
Na Oławie musieliśmy przenieść kajaki obok niebezpiecznego jazu… …po czym po dopłynięciu do obszaru Wrocławskich Wodociągów… …przenieśliśmy kajaki nad Odrę paląc i topiąc w niej Marzannę taka uroczystość 😉
Po powyższej ceremonii wzięliśmy jeszcze udział w wyścigu kajakowym za który zostaliśmy wyróżnieni…
🙂 Poczęstunek z pianką i można wracać gdzie komu pasuje 😉
Tydzień później w sobotę poprzedzającą Palmową Niedzielę Gosia wywozi mnie i Magdę na krótki siedmiokilometrowy spacerek po „naszej” Brynicy. Magda „spaceruje” sama , a ja obok niej.
na starcie przed ujściem Jaworznika …i na mecie w Czeladzi przy kładce za Stadionem MCKS im. Józefa Pawełczyka
Tydzień po tym spacerku były Święta Wilkanocne, a po kolejnym tygodniu jadę z „Neptunami” na weekend z dwoma Białymi- Białą Lądecką i Białą Głuchołaską. Pogoda wyśmienita, wody w rzece jednak zbyt mało by zacząć w Stroniu Sląskim albo chociaż w Lędyczku. Kajaki zresztą dojeżdżają również dosyć późno i niektórzy mocno zmęczeni (oczekiwaniem) schodzą na wodę w Trzebieszowicach około południa.
troszkę „zmęczony” na Białej Lądeckiej
Na fotce widoczne ujście Białej Głuchołaskiej do Nysy Kłodzkiej
Do godziny szesnastej udaje się jednak dopłynąć do ujścia Białej do Nysy Kłodzkiej , później wieczór gitarowy i nocleg w jakiejś agroturystyce, a następnego dnia start na Białej Głuchołaskiej w Głuchołazach. Nie za fajny to dla mnie spływ, pierwszego dnia „zmęczonemu” rzeka zdjęła mi nie zdejmowaną od czternastu lat ślubną obrączkę 😳 Drugiego dnia przy kabinie na jednym z prożków rzeka zabrała sobie przypięty do spodni zegarek. A mogłem go mieć na ręce, w końcu był wodoodporny… To były moje wycieczki kajakowe nr. 400 i 401…
Miejsce startu na Białej Głuchołaskiej w Głuchołazach
a to za tym prożkiem został mój zegarek 🙁
Późny start i uciążliwość rzeki (dużo prożków) spowodowały to, że nie udało nam się dopłynąć do jeziora Nyskiego. Skończyliśmy w Świętowie i ruszyliśmy w drogę powrotną do domu.
więcej fotek z tego wyjazdu można zobaczyć tutaj.
W domu wytrzymuję ledwo dwa tygodnie i jadę na wydłużoną majówkę w Bieszczady. Po drodze spływam brakujące odcinki Łososiny i Ropy, chciałem spłynąć jeszcze górną Wisłokę, ale niski stan wody pozwolił mi tylko na spływ od Osieka Jasielskiego do Kowalowych.
Tak wyglądała Łososina w miejscu mojego startu w Lososinie Dolnej na szczęście do jeziora Rożnowskiego blisko
Zbiornik Klimkówka na Ropie
Na Wisłoce nie mogłem wystartować tam gdzie chciałem 🙁 Niżej już jako tako dało się popłynąć
Następny w planie był Wisłok, ale ilość wody spuszczanej z zapory zbiornika Besko skutecznie odwiodła mnie od tego pomysłu 🙁
Taka sobie stróżka za zaporą zbiornika Besko na Wisłoku
Widok na Wisłok z korony zapory
Na tym wyjeździe najbardziej zależało mi na Osławie , zacząłem pod widoczną kładką i… …Już po chwili wyrwało mi z kajaka śrubę, którą pomysłowo i doraźnie próbowałem załatać kajak 🙂
Na szczęście gdzieś w okolicy znalazłem gościa samochodziarza, który wkleił mi kawałek zderzaka samochodowego w dno, nie mogłem jednak popłynąć, musiało to schnąć przez 24 godziny. Pojechałem nad Wołosaty i następnego dnia , wiedząc , że i tą rzeczką spłynąć się nie uda , zdobyłem najwyższy szczyt polskich Bieszczadów- Tarnicę 🙂
Na Tarnicy 🙂
Wołosaty w Wołosatych
Ostatnią nadzieją na pływanie pozostał San, ale i on nie zaskoczył mnie mile swoim poziomem 🙁
Popłynąłem jednak z Zatwarnicy
Więcej było łażenia niż płynięcia 🙁
Choć przed jeziorem Solińskim dało się płynąć nawet wpław 🙂
W oddali zapora jeziora Solińskiego, ja jednak popłynę linią brzegową do ujścia Solinki, gdzie zawrócę i dopiero popłynę na zaporę a dalej z Myczkowców Sanem do Postołowa w których zakończę tę bieszczadzką przygodę 🙂
Będzie trzeba przenosić 🙁
Ciasno 😉
Wysoka ta zapora
taaaaka wysoka 🙂Ostatni dzień pływania, aż niebo zapłakało a wędkarze przy mnie łowili pół metrowe okazy (nie wiem czego 😳 )
Dwa tygodnie odpoczynku i jedziemy na OSK Skawą. Jest to ostatni raz gdy nocujemy w Czartaku i zaczynamy w Zembrzycach dopływając gdzieś w okolice Mucharza do miejsca przed planowanym jeziorem, gdzie ledwo po naszym zejściu z wody spychacze zamykają dotychczasową drogę płynięcia. Jesteśmy przewożeni do Czartaka skąd po noclegu popłyniemy nastepnego dnia do Podolsza. Na tym spływie pełnię odpowiedzialną funkcję – pilota końcowego łeee. Płynę z Magdą.
Ostatni raz start w Zembrzycach
Mało wody więc zdarzają się mocne uszkodzenia kajaka, tak duże że jako pilot końcowy…
Pomagam dotaszczyć te złomy do szosy, a droga prowadzi przez wysokie chaszcze 🙁
Magda na szczęście cierpliwie (?)na mnie czeka 🙂
…nie to co niecierpliwi operatorzy spychaczy 🙁
bardzo niecierpliwi 🙁 Edzio D. ze swoim Starciokiem też na nas czeka i zawiezie nam łódki na biwaczek 🙂
Zasypana rzeczka od tej chwili w tym miejscu będzie wyglądała tak
A zapora planowanego i budowanego od lat jeziora wygląda tak
Ostatni biwak przy boisku w Czartaku 🙁
…i przenoska na drugim etapie cztery kilometry przed metą spływu Znowu nas wyróżniono 🙂
Na Skawie zgadałem się z Krystianem S. na spłynięcie kawałeczka Wisły tak gdzieś za miesiąc. Umowa okazała się wiążącą i 23 czerwca spotkaliśmy się w Bieruniu by spłynąć Wisłą do Czernichowa, po czym my pojechaliśmy do Krakowa na imprezę koncertową „Wianki na Wiśle”, a Krystian ze swoją rodzinką do domu- na Śląsk.
zbierają się ludziki na wieczorny koncert zespołów lat 80 tych i 90 tych 🙂
a fotki z naszego płynięcia Wisłą obejrzeć można tutaj.
Niecały tydzień pobyłem w domu i jadę na najdłuższą (do tej pory) swoją wycieczkę kajakową, którą nazwałem „Bugiem do morza” , a której długość przekroczyła 1300 kilometrów a poczytać o niej można tutaj. Poniżej zamieszczam tylko fotkę z mety mego płynięcia na powyższej wycieczce.
Po dłuższej przerwie wyjechaliśmy na prawdziwe wczasy do Turcji korzystając na miejscu z wycieczki fakultatywnej którą był rafting pontonem po rzece Kopruluca.
na raftingu
Trzy tygodnie później spływam na polskie podwórko, na pobliskie jeziorko Pogoria 4 i Czarną Przemszę
Na starcie na Pogorii IV
nad jeziorem tureckie klimaty (widokowo)
Ostatnim kajakowaniem 2007 roku był (prawie) tradycyjnie Barbórkowy Wyścig Kajakowy po jeziorze Rybnickim
tylu nas na starcie
…i już na mecie
…i na zakończeniu 🙂
W 2007 roku na wodzie spędziłem 48 dni przepływając 1703 kilometry co podwyższa mój życiowy wynik do 28008 przepłyniętych kilometrów , a mapka wygląda tak jak powyżej.