Ostatni dzień majówki. W planie Maskawa, prawy dopływ Warty. Ruszamy.
Mamy ułatwione zadanie, wszak przedwczoraj obadaliśmy wizualnie rzekę pod jednym z mostów i dziś jedziemy do następnego. Po drodze rzut oka na dopływ i nie jest ciekawie, dlatego jedziemy na most obok Nietrzanowa. To blisko 22 km. przed Wartą. Hurrra, tu można zacząć spływ. Zaczynam tuż przed otwartą zastawką , a za nią kanał. Nurt nie wyczuwalny, ale daje się płynąć. Głębokość wystarczająca. Naokoło mnóstwo ptactwa. Głównie dzikie gęsi z młodymi. Stare z krzykiem wzbijają się w powietrze , a młode w popłochu nurkują chowając się przede mną. Jest taki moment, że młode wybiegają na brzeg, który w tym miejscu wystaje dosłownie kilka cm. powyżej lustra wody a tam lis. Gdy mnie widzi, szybko umyka w krzaki a w jego pysku widzę młodą gąskę. Takie życie 🙁
Odlatują gęsi
Los dziś mi sprzyja, trzeba będzie przecież wracać do domu, a jedyne przeszkody na wodzie to trochę trzcin i kilka zastawek z których część do obniesienia, część spływalna bo otwarta, a jeszcze inne możliwe do skoczenia, więc jakoś idzie, pierwsze pięć kilometrów w godzinę.
Takie lekkie zarośla w wodzie
Tu i ówdzie na brzegach dość nowe ambony – wieżyczki obserwacyjne i jakoś mnie one nie dziwią, bo co i rusz coś można zaobserwować. Były gęsi, były kaczki i były sarenki.
Jedną udało się uchwycić
Tempo na szczęście mi nie opada, choć co jakiś czas trzeba obnieść jaz, ale daję radę.
Jeden z kilku obniesionych dzisiaj
Czas i kilometry płyną w zadawalającym dla mnie tempie, gdy rzeka się zwęża a na brzegach zalega uschnięta zeszłoroczna trzcina dostrzegam na niej jajo żurawia. Na brzegu jest i dorosły żuraw, który szybko czmycha przed mną.
Takie jajko
P czterech godzinach od startu w oddali na prostym odcinku rzeki dostrzegam sylwetki dwóch sarenek zażywających wodnej kąpieli. Nie chcę ich przestraszyć, dlatego staram się bez wiosłowania dopłynąć z prądem bliżej nich. No i tu pech. Wiatr który dość mocno wieje od strony zwierząt jest zbawienny, bo szybko mnie nie poczują, ale jest również przeklęty, bo nie pozwala mi płynąć bez wiosłowania. Ehh. Powolutku zbliżam się do saren, a te mnie w końcu zauważają i szybko ewakuują się z wody. Szkoda.
Tyle udaje mi się sfotografować
Za zakrętem z dziką zwierzyną, rzeka praktycznie przestaje płynąć rozszerzając się znacznie i niosąc na swojej tafli mnóstwo wydmuchanych dmuchawców , przez co jest cała biała. Po kwadransie ostatni jaz wymagający obniesienia, a za nim nie ma nawet stu metrów do Warty. I fajnie bo czeka tam już na mnie żona, i będzie można ruszyć w ponad trzysta kilometrową drogę do domu. Poznałem kolejny nowy szlak.
Na przenosce widać już metę
Wpływam na Wartę
To była bardzo udana majówka, a doceniamy ten fakt już w drodze gdy za oknem zaczyna mocno lać deszcz 🙂
To nam się udało 🙂
Więcej fotek z ostatniego dnia do zobaczenia tutaj.
I filmik