Nareszcie rzeka o której wiele słyszałem, przede wszystkim to że jest spływalna 🙂
Po podwójnym niewypale z wczoraj pojechaliśmy nad jezioro Wielickie gdzie pośród gęstych lasów udało nam się zabiwakować obok plaży opuszczonego ośrodka wypoczynkowego (kiedyś należącego do PKP), teraz to tylko mury ale jeszcze trzy lata temu wyglądał lepiej znalezione w necie. Teren na którym osiedliśmy doglądają różni tambylcy. Nas odwiedził miejscowy organizator spływów, ale od słowa do słowa pozwolił nam pozostać, tylko nie śmiecić. Dowiedzieliśmy się również, że jutro po dziewiątej po jeziorze szlakiem Pliszki przepłynie nawet sto kajaków. To znak, że muszę ruszyć wcześniej. O Pliszce wiele słyszałem i czytałem, ale nijak nie umiałem sobie wyobrazić czego po niej mogę się spodziewać. Sto kajaków z rana… Hm . To raczej spływalna, przygotowana pod niedzielnych turystów rzeka. Miałem problem z określeniem miejsca startu, bo chciałem dopłynąć do ujścia a miałem na to jakieś 10 – 12 godzin w przeciągu dwóch dni. Jak się okazało w niedzielę, mogłem zacząć poznawanie Pliszki wyżej. Może kiedyś tu wrócę. Piątkowy wieczór minął nam szybko bo był ogień niemieckojęzycznej pary, która też się tutaj zatrzymała i do owego ognia nas dopuściła. Spać poszedłem nie wiem kiedy i jak 🙁 .
Takie fajne dzisiaj miejsce
Poranek dla mnie ciężki, a na jeziorze pierwsi kajakarze. Wskakuję w kajak i ruszam w kierunku wypływu Pliszki, czyli przez całe jezioro. Będzie dziś gorąco. Mnie szczególnie :-(. Po czterdziestu minutach dopływam do mostku pod którym malutkim zjazdem spływa się na odcinek rzeczny. Na brzegu kilku kajakarzy już odpoczywa.
Na Pliszkę
Słaby mam dziś zmysł rozpoznawalności otaczającego mnie terenu, tak więc po kilkuset pierwszych metrach Pliszki nie wiem do jakiej rzeki mogę ją porównać. Taka jakby Ruda tylko czyściejsza i trzy razy szersza. Sporo kajakarzy, płynie nawet ekipa sześciu pontonowców z bambetlami biwakowymi na pokładzie. Ten widok utwierdza mnie w przekonaniu, że raczej na spokojnie spłynę zaplanowany odcinek. Otoczenie to gęsty las, ale w większości tylko nad głową i na brzegach. W rzece las udrożniony by setki kajaków się nie klinowały ;-). Płynę
Taki las
Prawie dwie godziny zajmuje mi dopłynięcie do punktu orientacyjnego którym jest mostek z jazikiem w Kokoszkach obok zadaszeń z miejscem biwakowym i tablicą „do Sadowa 4 h. ” Przenoszę kajak i płynę kolejną godzinkę do następnego rozpoznawalnego miejsca – to Pliszka Młyn. Trzeba przenieść. Na szczęście chwilę wcześniej wyprzedzam ekipę sobotnich kajakarzy. Nikt mi nie przeszkadza. Obnoszę.
Przed przenoską ekipa weekendowców
Za przenoską
Jeszcze półtorej godziny i jest cywilizacja. Prywatna przystań przed mostem w Sądowie. Jest też elektrownia z przenoską po lewej stronie. Przenoszę dzwoniąc do żony by dowiedzieć się jak im leci dzień. Okazuje się że jest w pobliskiej Cybince na obiedzie i może mi obiadek w krótkim czasie podrzucić. To super wiadomość bo z nieba leje się żar a ja już nie mam picia a i zjadłbym coś dobrego. Wywieszam wszystkie przemoczone ciuchy (troszkę mnie podlało na jednym z drzew) i nim wrócę do kajaka po obiadku będę miał suchą odzież. Nie znając rzeki tradycyjny mój strój to długi rękaw i spodnie a do tego gumaczki :-). Znak informacyjny mówi że do następnej przystani pozostało trzy godziny. Czyli dla mnie maksymalnie dwie. Wypływam o 15,50.
Za przenoską w Sądowie
Jeszcze troszkę lasu po czym rzeczka nieco się rozlewa i wypłyca przez co wiosłem trzeba machać zahaczając o muliste dno, ale spoko bo za chwilę pstrągarnia i elektrownia w Koziczynie. Dopływam tu po siedemdziesięciu minutach doganiając na koniec kolejną weekendową ekipę kajakarską. Na przystani czeka tez na mnie rodzinka. Jest siedemnasta, mógłbym dociągnąć do ujścia, ale nie mam już dzisiaj sił. Słońce , szlak Pliszki i wczorajszy wieczór troszkę mnie wymęczyły. Za mną jakieś 25 kilometrów. (Różne źródła różnie podają a moje liczniki nie wytrzymały dzisiejszych upałów 🙁 )
Moja meta w Koziczynie
Zostajemy tu na nocleg nie robiąc nawet ogniska. Odpoczywamy po wczorajszym degustując wcześniej wędzonego pstrąga z tutejszej pstrągarni, którym częstuje nas miejscowy konserwator i doglądator 😉 elektrowni. Smacznie.
Tutaj biwak nasz 🙂
Ostatni etap pływania rozpoczynam rano. O 8,30 . Po niespełna stu metrach płynięcia trzeba obnieść , najlepiej jednorazowo, niski mostek i małą elektrownię za którą mało ciekawe zejście po drabince drewnianej ułożonej na betonowym nabrzeżu. Zejście wygląda kiepsko, ale jest do ogarnięcia.
Elektrownia do obniesienia
Ładny leśny odcinek bez żadnych problemów zabiera mi nieco ponad godzinkę. Odczytuję ostatni znak informacyjny: do ujścia 30 minut. Czyli już blisko, aczkolwiek tam już weekendowcy często nie pływają, muszę zatem trzy razy wyskoczyć na drzewach. Na ostatnim moście dowiaduje się od żony do do ujścia kilkset metrów i spotkamy się przy betonowym nadbrzeżu nad Odrą w Urazie. Super. Wyrobiłem się w czasie a Pliszka warta polecenia 🙂
Ostatnia fotka z Pliszki za następnym drzewem już Odra
A teraz przesiadka na rowery którymi wraz z żoną ruszymy na pierwszą wspólną dwutygodniową wyprawę tego typu :-), ale o tym już wkrótce w innym dziale .
Więcej fotek z tego spływu do zobaczenia tutaj.