To już prawie miesiąc jak nic nie pisałem, a prawie trzy jak nie płynąłem :-(. Dziś to zmieniam, spłynę coś nowego 😛
Tak się złożyło, że wreszcie mogliśmy się z żoną wyrwać na weekend, kierunek był obrany a po drodze nowa rzeka o której coś tam wyczytałem w necie. Popłynę Okrzejką. To jedna z tych rzek które są dłuższe niż 50 km. której jeszcze nie płynąłem więc będę mógł zamalować na swojej mapce :-). Start w samo południe w sobotę w miejscowości Wola Życka. Po czterech godzinach w aucie na słonecznej trasie na niebie coraz więcej chmur i w końcu deszcz :-(. Płynę
Na starcie
Kilkanaście zakrętów i pierwsze przenoszenie, akurat w sporych kropelkach zacinającego przez silny wiatr deszczu.
Za przenoską w Jabłonowcu
Kilkadziesiąt metrów za przenoską odcinek z pięknie położonymi i zagospodarowanymi w lesie domkami letniskowymi. Właściciele przyjaźnie nastawieni do kajakarzy, machają mi :-).
Ładnie 🙂
Odcinek leśny, ładnie i przyjemnie, kilka niezbyt uciążliwych zwałek i dopływam do rozwidlenia. To teren stawów wędkarskich w miejscowości Godzisz. Którędy płynąć? Obieram lewą odnogę, która robi się coraz szersza, zamieniając w końcu w staw. Dobrze obrałem, ale wiatr strasznie utrudnia mi dopłynięcie do jazu na końcu stawu. A to zaledwie 700 metrów :-(. Mój Cyclone robi straszne opory na wietrze… Blisko końca stawu wiatr nieco zelżał.
Za przenoską naprzemiennie las i łąki , moje tempo średnie to 4 km/h , trochę słabo :-(. Widać że Okrzejka jest eksplorowana nie tylko przez wodniaków. Napotykam na jednym z drzew w rzece numer startowy jakiejś terenówki.
Taka historia…
Płynę jeszcze czterdzieści minut w przeróżnych okolicznościach przyrody i natrafiam na jaz odprowadzający w prawą odnogę dość dużo wody, sprawdzam na mapie – to Bączycha – odnoga Okrzejki niosąca zdecydowanie więcej wody, niż koryto na którym jeszcze jestem , a które na mapach w dalszym ciągu jest Okrzejką. Przenoszę się na Bączychę przypominając sobie czytane kiedyś w internecie relacje kajakarzy pływających tym szlakiem. Pamiętałem że te na które natrafiłem opisywały wariant taki jak ten który obrałem, przenoskę na Bączychę.
Nad kajakiem Okrzejka, po prawej Bączycha za jazem
Poprawiła się pogoda, słońce nareszcie prawdziwie wiosenne, wszak na jutro zapowiadane są ogromne upały. Ledwo umościłem się w kajaku, zapiąłem fartuch , odbiłem od brzegu a już za pierwszym zakrętem musiałem wysiadać, bo Bączycha przegrodzona ogromnym drzewem bez możliwości pokonania inaczej niż lądem 🙁
Taka przeszkoda
Za przeszkodą płynięcie trudniejsze. Woda przed przenoską na Bączychę była wystarczająca dla w miarę spokojnego wiosłowania, podzielona jednak na dwa koryta przestała być tak komfortową. Coraz częściej szoruję dnem po piachu, a wiosłem po dnie, nie zwiastuje to rychłego końca dzisiejszej wycieczki. Na domiar złego okazuje się że nie wrzuciłem w kajak przygotowanego prowiantu, a głód zaczyna doskwierać. Szczęśliwie okazuje się że żona na rowerku porusza się gdzieś w bliskiej okolicy. Spotykamy się za najbliższym mostem gdzie oddaje mi swoją bułeczkę i batona. Teraz posilony mogę dać czadu ;-). Już kwadrans po spotkaniu napotykam na sztuczny wysoki kamienisty próg, który jakoś tam pokonuję bez wysiadania z kajaka.
Taka przeszkoda
Po dziesięciu kilometrach spędzonych na prawej odnodze Okrzejki mijam obnosząc jaz po starym młynie a dwa kilometry dalej Bączychę zasila woda która łączy się z korytem Okrzejki tuż przed jej ujściem do Wisły. To połączenie ma około 5 km. długości i mapy wskazują , że może być spływalne. Nie sprawdziłem , byłem umówiony gdzie indziej.
Stary młyn
Nareszcie mogę szybciej popłynąć, a to dobrze bo zachodzące słonko zaczyna mnie coraz bardziej razić w oczy. Okularów przeciwsłonecznych też zapomniałem 🙁 , za rzadko ostatnio pływam ;-). Robi się dość szeroko, mijam most w Podwierzbiu skąd już prosta droga na Bączki 😉 w granicach których Bączycha znajduje swoje ujście do Wisły. Spodziewam się jeszcze jakiegoś jazu zabezpieczającego przed cofającą się wodą królowej w czasie jej wezbrań, ale aż do ujścia na takowy nie napotykam. I dobrze :-).
Już Wisła a w zasadzie jej węższa prawa odnoga, którą po ośmiuset metrach dopłynęło by się do głównego koryta.
W tym miejscu przypomina mi się kolejny opis internetowy sprzed lat dotyczący tego szlaku. Weryfikuję swoją pamięć z mapą i okazuje się że osiemdziesiąt metrów od ujścia Bączychy do Wisły wpada Promnik. Widzę że woda spokojna postanawiam zatem pociągnąć pod prąd do najbliższego mostu. To około kilometra. Wisła miała nie najniższy poziom dlatego Promnik przy ujściu był tak spokojny, im jednak wyżej tym jego nurt zaczyna mi coraz mocniej utrudniać płynięcie. Walczę 😉
Promnik (spokojny)
Ponad kwadrans walki i mam kładkę za którą widzę mój most, ale kamieniste dno i niska woda , a przede wszystkim zbliżająca się godzina dwudziesta , każą mi kończyć dzisiejszą wycieczkę z której jestem bardzo zadowolony. Dniówka na wodzie w tym trzy nowe rzeki i blisko trzydzieści trzy kilometry pokonanego szlaku. Fajnie 🙂
Miejsce mojej mety na Promniku
Więcej fotek z wycieczki tutaj