Po wyczerpujących 18 dniach moich wakacji 😉 , korzystając z tego że zostało mi jeszcze pięć dni wolnego, postanowiłem przypomnieć sobie po kilkunastu latach nie bytności w tamtym regionie , jak to jest na Mazurach…
Jadąc w na prędce wymyślone miejsce startu, wieczorową porą minąłem przepłyniętą wczoraj Brodnicę, następnie Ostródę, Olsztyn, Mrągowo i wreszcie Mikołajki obok których mam zamiar wkrótce przepłynąć…
Kładka dla pieszych widziana z okna mojego samochodu po zmroku prezentuje się ładnie…
Nocleguję w lesie kilkanaście kilometrów od planowanego miejsca startu, by rankiem jak najwcześniej móc ruszyć przypomnieć sobie Mazurskie tereny po kilkunastu latach mojego ich nie odwiedzania. Udaje mi się zejść na wodę tuż po dziesiątej na jeziorko Ublik Wielki w granicach miejscowości Ublik. Opływam kawałeczek jego linii brzegowej by trafić w wąski przesmyk łączący je z jeziorem Buwełno. To wąskie i stosunkowo długie jeziorko, którego sześć kilometrów przepływam by w jego północnej części natrafić na wypływ Głaźnej Strugi, którą po około pięciuset metrach dopływam do jeziora Wojnowo. Jeszcze tylko niewielkie jeziorko Nialk Duży i wpływam na Niegocin.
jest jezioro Niegocin
Z nieba zaczyna lać (dla odmiany) coraz większy żar, a ja po spokojnych wodach Niegocina dopływam do Giżycka. Tutaj zaplanowałem sobie prawdziwy (pierwszy od 19 dni) obiad. „Parkuję” obok budki obsługujących ruchomy most i idę do pobliskiej, zapamiętanej sprzed lat jadłodajni.
mostek gotowy by przejść po nim do widocznej w tle jadłodajni 😛
Wychodzę z niej najedzony i zadowolony i płynę dalej kanałem Giżyckim w stronę jeziora Kisajno. Zahaczam go na dystansie zaledwie dwóch kilometrów i przez krótki kanał „Piękna Góra” dopływam do jeziora Tajty. Po jego wodach przepływam ledwo kilometr, a kolejny kilometr z małym haczykiem doprowadza mnie z powrotem na Niegocin.
Niegocin powtórnie dzisiaj
Płynę po nim w kierunku jeziora Jagodne gdy w połowie drogi nadciąga z przeciwka ciężka , czarna chmura a wraz z nią silny wiatr i fale. Uciekam w trzciny, chcąc uratować się przed deszczem. Obrane miejsce nie nadaje się jednak na zamieszkanie, płynę zatem dalej wzdłuż brzegu z nadzieją, że znajdę dogodne do zamieszkania miejsce, za następnym cyplem. Cypel okazuje się jednak mocno zagospodarowany, a jako że wiatr troszkę odpuszcza, i nie pada deszcz płynę dalej, lądując ostatecznie na brzegu jeziora Bocznego, jakieś trzysta metrów przed kanałem Kule. Miejsce ładne, choć raczej tylko dla tych którzy nie muszą rozbijać namiotu. Ziemia zaorana tak jakby specjalnie by nie móc się tu rozbić.
miejscówka nie najlepsza, ale chociaż widok z okna będzie ładny
Jest jednak już osiemnasta, a ja nie mam pewności że znajdę coś lepszego, więc zostaję. Za mną 36 km. Rozbijam się na jedynym prostym kawałku ziemi, które zagospodarowano jako ognisko. Penetruję jeszcze okoliczne ścieżki i dochodzę do wniosku że nocuję dzisiaj w wodniackim kiblu. Piszę wodniackim, bo do tego miejsca nie da się dotrzeć inaczej jak tylko z wody. Jakby to powiedział Krystian P. : „nasrane i pełno much” . Brzydko i przykro, że tak wielu nie potrafi nie pozostawiać po sobie śladów na brzegu. Mam nadzieję że chociaż wieczór będzie spokojny i będę mógł odespać poprzednią noc. Niestety, już prawie po zmroku dobijają do „mojej” miejscówki dwie żaglówki których mieszkańcy na początku uciszają dzieci twierdząc , że nie są tutaj sami, ale z biegiem wieczoru sami o tym zapominają balangując jeszcze po północy. Nie wyspałem się 🙁
Po kilkunastu machnięciach wiosła po starcie drugiego dnia
Drugiego dnia odpływam o 7.30 za chwilę mijam kanał Kule za którym ciągnie się jezioro Jagodne. Dopływając do miejscowości Jagodne Małe, mam zamiar spróbować przedostać się stróżką widzianą na mapie na jeziorko Jędzelek. Przepływając obok ładnej rezydencji, dopływam do niskiej kładki za którą wisi drut mający być jakby ogrodzeniem. Dziura w nim jednak daje mi nadzieję, że może jednak da się przedrzeć tam gdzie chcę. Niestety parędziesiąt metrów za kładką kanałek się rozwidla niosąc wąską zbyt płytką i śmierdzącą mułem wodę. Wycofuję się wracając tą samą drogą. Znowu jestem na szlaku Wielkich Jezior Mazurskich a nim przez jezioro Szymonickie odbijam na jezioro Górkło na którego końcu trafiam w zarośniętą dość szeroką strugę, którą udaje mi się przedrzeć na wymyślone wcześniej zanikające na przestrzeni kilkudziesięciu lat, prawie o połowę- jezioro Jędzelek.
taką zieloną strugą na jezioro Jędzelek
Na nim nie ma nikogo, i raczej nie bywa tu nikt. Spotykam za to całe dwudziestosztukowe stadko białych czapli. Wracam na szlak, a jego trasa za jeziorem Szymonickim przez kanał Szymoński prowadzi do jeziora Szymon, a dalej kanałem Mioduńskim do jeziorka Kotek Wielki, i znowu krótki kanał- Grunwaldzki za którym przecinam prawie w połowie jezioro Tałtowisko z którego wypływam ostatnim na dziś kanałem – Tałckim, który doprowadza mnie do jeziora Tałty. Tu na cyplu połączeniowym kanału z jeziorem miła niespodzianka. Można napić się kuflowego piwka z prawdziwego szklanego kufla. Robię tu zatem przerwę obiadową korzystając z tej niecodziennej okazji, po czym startuję w dalszą drogę w stronę Mikołajek.
Takie przyjemne miejsce na trasie 🙂
Nad Tałtami zbiera się burza, na szczęście ja nie jestem w jej centrum, ale deszcz moczy mnie konkretnie. Wraz z nim mijam Mikołajki, których nadbrzeże zachęca do wyjścia. Nie wychodzę jednak z powodu nie ustającego opadu, na koniec którego raczej się póki co nie zanosi 🙁 .
na przystani nie przystanę 🙁
Płynę jeziorem Mikołajskim a deszcz ustaje dopiero w okolicy połączenia – trójstyku jezior Bełdany, Mikołajskie i Śniardwy. Na cyplu na którym przed laty znajdowało się kilka obwoźnych barów, w tej chwili jest ładne bezpłatne miejsce w którym można przenocować. Miałem zamiar popłynąć jeszcze z pół godzinki, ale miejsce i nowo poznana para wodniaków z pontonu z żaglem sprawiają że zostaję tutaj na nocleg. Moi bardzo mili nowi znajomi częstują mnie wszystkim czego mój organizm w tej chwili najbardziej potrzebuje , a za czym najbardziej się stęsknił 😉 .
tu dziś spędzę miły wieczór 😀
Oprócz tego zafundowano mi jeszcze krótki, szybki spacer pontonem z mocnym silnikiem po czym gadamy cały wieczór siedząc sobie przy ognisku. O północy żegnamy się, bo przecież ja jutro muszę przepłynąć Śniardwy…
Ranek nie wygląda zbyt ładnie, ale przynajmniej nie pada a jeziora są płaskie.
Pochmurno, ale płasko
Nie budzę zatem moich nowych znajomych i schodzę na wodę o ósmej rano. Przestrzeń „mazurskiego morza” wydaje się być nie kończąca się, ale ja obieram kurs na wyspę Pajeczą i Szeroki Ostrów a po nie całych dwóch godzinach w coraz ładniejszej aurze , dopływam do zatoki z której wypływa kanał Śniardwy-Roś czy według innych źródeł rzeka Wyszka. Muszę jedynie obnieść zamknięty jaz co zajmuje mi kilkadziesiąt minut. Nie mam już ze sobą wózka dlatego muszę wypakować najcięższe przedmioty by pokonać tą przeszkodę.
Obnoszę
Za nią jeszcze około kilometra Wyszki i jest jezioro Białoławki. Przepływam około 2,5 kilometra jego wodami obok miejscowości Kwik dopływając do wypływu rzeczki Białoławki, którą po pokonaniu niegroźnego spiętrzenia dopływam do jeziorka Kocioł. Małe okrągłe jeziorko , którego przecięcie to mniej niż półtora kilometra i zaczyna się rzeczka Wilkus , którą po nieco ponad trzech kilometrach wpływam na długie, ciągnące się w kształcie literki „S” aż do Pisza, jezioro Roś. Dwie i pół godziny płynę szesnaście kilometrów do wejścia w kanał Jegliński gdzie robię sobie przerwę. Kanałem po pokonaniu 5250 metrów i śluzy Karwik można poprzez jezioro Seksty znaleźć się z powrotem na Śniardwach.
Za plecami mam kanał Jegliński
Ja jednak obieram przeciwny kierunek by po przepłynięciu ostatniego kilometra jeziora Roś wpłynąć w wypływającą z niego osiemdziesięcio kilometrową rzekę Pisę. Rzekę będącą szlakiem żeglownym , który wraz z Narwią do której wpływa łączy Mazury z centralną Polską. Mijam ładnie prezentujący się z wody Pisz, mijam dwójkę kajakarzy płynących dużą „kanadą” od Krutyni do Nowogrodu i płynę sobie pośród lasu obserwując zbierające się nad moją głową coraz ciemniejsze chmury 🙁 . Wzmaga się również wiatr. Jest już osiemnasta, można zakończyć dzisiejszy etap. Mijam kilka dogodnych miejsc, ale w związku z wiatrem i starymi drzewami w tych miejscach mam obawy przed rozbiciem się obok nich. W ostatnim momencie przed deszczem, dostrzegam platformę widokową na ładnym brzegu. Szybko się ewakuuję, rozbijam namiot wrzucając do niego niezbędne do przetrwania rzeczy i chowam się przed zaczynającym coraz mocniej padać deszczem. Opad trwa ponad godzinkę a po nim mogę wreszcie wyjść i pooglądać moje dzisiejsze miejsce biwakowe. Jest ładnie. Wchodzę na platformę a z niej takim jakby pomostem na wysokości może dwóch metrów nad ziemią kontynuuje się przechadzkę pośród lasu, zataczając pętlę którą po około trzech minutach dociera się do miejsca startu 🙂 .
ładne miejsce biwakowe
Za mną dziś 56 km z czego 16 na Pisie. Mocno krętej Pisie.
Przedostatni etap swojej wycieczki rozpoczynam o godzinie dziewiątej, jest pochmurno, ale tendencje do poprawy są coraz bardziej dostrzegalne. Po kilunastu minutach dostrzegam na brzegu dwa namioty, i dwie kajakowe dwójki , ale ich załogi najpewniej jeszcze śpią. Etap już mi się dłuży, rzeka mocno meandruje, nie wiem czy te meandry powodują taką rozbieżność w kilometrażu. Wszędzie piszą że Pisa ma 80,4 km. długości a ja osiemdziesiąt kilometrów spływu po niej według wskazań aplikacji Endomondo osiągam dziewięć kilometrów przed jej ujściem do Narwi 🙄 . Nic ciekawego na trasie się nie dzieje, kilka białych czapli, dużo bocianów i pasącego się wzdłuż rzeki bydła domowego. Pogoda dopisuje postanawiam zatem spróbować wpłynąć w ujściowy odcinek Rybnicy, którą tu można (teoretycznie) dopłynąć od Krutyni i jeziora Brzozolasek. Mnie kilkanaście lat temu to się nie udało, bo już wtedy chodziły słuchy o trudnościach w przeprawach pomiędzy jeziorami Pogubie Wielkie i Małe, a i samo jezioro Pogubie Małe to mocno zamulona kałuża, tak więc gdy dopłynąłem wtedy do odpływu wąskiej płytkiej stróżki z jeziora Brzozolasek zrezygnowałem przenosząc się ponad cztery kilometry na Pisę. Dzisiejsza próba podpłynięcia kawałkiem Rybnicy pod prąd, również szybko się zakończyła. Miałem trudności z wejściem w wąskie zakręty moim długim kajakiem, pojawiły się przeszkody z drzew. Musiałem na „wstecznym biegu” wracać kilkadziesiąt metrów do miejsca w którym udało mi się zawrócić by przodem wpłynąć spowrotem na Pisę.
Na Rybnicy
Tyle atrakcji na dziś. Dzień powoli zbliżał się ku końcowi, prawie tradycyjnie zatem pojawiają się chmury 🙁 . Kończę na małym piaszczystym cyplu tuż za ujściem Skrody, którą kilkanaście lat temu płynąłem już z Piotrkiem. Do mety wędrówki mam około dziesięciu kilometrów, a z żoną jestem umówiony jutro przed południem więc zostaję na ostatnią nockę. Drugą stroną rzeki omija mnie burza która dotyka mnie zaledwie kilkoma kroplami deszczu. Przepływa na silniku w stronę Narwi jakiś jacht – jedyny spotkany na tej trasie i zapada zmrok.
Ostatnia nocka na skrawku piachu 😉
Poranek budzi mnie słońcem na bezchmurnym niebie, no tak przecież dziś kończę urlop 😉 , ruszam więc na ostatnią dychę mojego dwudziestotrzydniowego urlopu. Po godzinie z małym hakiem dopływam do Narwi wpływając na nią naprzeciw Skansenu Wsi Kurpiowskiej w Nowogrodzie by po kilometrze osiągnąć metę wakacyjnej wędrówki. Most przy czołgu i bunkrze z czasów wojny. Po godzinie jest już żona i można (trzeba) wracać do prozy życia-jutro do pracy… 🙁
moja meta
Obszerniejsza relacja fotograficzna do zobaczenia tutaj.