Doczekałem się wreszcie pogody pozwalającej na spokojne popływanie po stojącej wodzie. Ostatnia niedziela przed wyścigiem Rybnickim.
Trzy weekendy bez kajakowania, bo ciągle zbyt duży wiatr by na sucho popływać po jeziorze, a czas goni. Za tydzień mam po raz 35 wystartować w 37 Ogólnopolskim Barbórkowym Wyścigu Kajakowym na Zalewie Rybnickim. Dobrze, że dziś wreszcie się wypogodziło i wiatr ustał, mogłem rozruszać zastane mięśnie i kości ;-). Trochę mi się zaspało, ale widać tak miało być, bo słonko od rana nie może się się przebić przez gęstą mgłę. Z domu wyjeżdżam w tej mgle o dziesiątej. Za granicą mego miasteczka widzę już pełne słonko :-). Jestem na wysokości Pogorii IV , i znowu mgła. Po tym jeziorku pływam prawie co roku, postanawiam zatem podjechać jeszcze trzydzieści kilometrów w stronę Częstochowy nad zalew Poraj. Tak się składa, że pływałem po nim tylko dwa razy. Raz na rowerku wodnym, a drugi podczas płynięcia Wartą od Zawiercia w 1996 roku i zapewne nie było to zwiedzanie linii brzegowej całego zalewu. Dzisiaj ją poznam :-).
Startuję w granicach miejscowości Jastrząb i postanawiam płynąć na południe, w kierunku ujścia Warty do zalewu. Po 2,5 kilometrach jestem pod mostem dzielącym jeziorko, na dwie części. Tu sporo wędkarzy. Obok powalonych przez bobry drzew, dopływam do płynącej w przeciwnym do mojego kierunku wody. Pomyślałem, że to Warta i zawróciłem trzymając się dalej prawego brzegu. Wpłynąłem w drugą zatoczkę. Tutaj łabędzie i znowu woda płynąca z góry. Tym razem większa, szersza i szybciej płynąca. Zaglądam na telefon i okazuje się, że to właśnie jest Warta. Fajnie. Zawracam i wiosłuję ponownie pod most, znowu wędkarze , ale mijamy się pokojowo ;-). Od teraz już tylko szeroka woda wzdłuż wału / falochronu najpierw obok miejscowości Masłońskie z miejską plażą a dalej aż do widocznej w dali zapory zbiornika. Nieco ponad trzy kilometry.
Wzdłuż zapory dopływam do Jurajskiej Przystani Mariny, a tu następuje nawrót i wpłynięcie do ostatniej zatoczki tej z Harcerskim Ośrodkiem Wodnym i Mariną Poraj. Pozostał mi do przewiosłowania ostatni kilometr. Domykam pętlę liczącą piętnaście kilometrów. To był udany dzień 🙂
Galeria poniżej.