2024-07-07 Mała Panew (864)

 

Prawie że niespodziewanie pojawiła się okazja wyjazdu na Małą Panew, a tu od rana deszczyk. Jechać, nie jechać? Podobno się wypogodzi…

Jedziemy i o 10,30 ja ruszam na wodę, a żona na rower. Akurat zaczyna mocniej padać 🙁 . Startujemy w Krupskim Młynie.

Już chwilę po starcie doganiam kajaki. To przeszkoda której obawiałem się najbardziej na dzisiejszym spływie. Wyprzedzam kilka aż w pewnym momencie zauważam kilkanaście kajaków zagradzających całą szerokość rzeki. Pomyślałem że stoją w kolejce do pokonania jakiegoś drzewa. Na szczęście , gdy byłem bliżej okazało się że czekają na wszystkich swoich kompanów, dla których na brzegu dostrzegłem jeszcze kilkanaście kajaków. Przepuścili mnie i odtąd miałem już pustą przestrzeń i płytką wodę w zasadzie tylko dla siebie. (Wodowskaz Krupski Młyn 23 cm.). Po pięciu kwadransach mijam most w Kielczy, a niespełna pół godziny później jestem przy jazie na wysokości Młyna Bombelka. Znam to miejsce dość dobrze. Mocno szumi, ale nie jest niebezpieczne do pokonania kajakiem. Upewniwszy się, że nic się nie zmieniło pod względem bezpieczeństwa, postanawiam skoczyć. Już kiedyś raz to zrobiłem mając asekurację i nawet filmik z jego pokonywania. Dziś z „okazji” niepogody zrobię to sam. Szkoda że nie miałem jak nagrać przedsięwzięcia, ale minęło kilka sekund i jestem za przeszkodą :-).

Po dziesięciu minutach kolejny młyn – Thiel. Spotykam żonę, cyka mi kilka fotek, a ja jej jedną  i ruszamy dalej.

Tu przenoska obowiązkowa, prawie cała woda płynie na młyn więc do połączenia z młynówką będzie tarcie dnem kajaka o dno rzeki bo wody malutko, ale po wyjściu z kajaka widzę startującą dwójkę męsko dziecięcą, więc mam kogo gonić ;-). Obnoszę, odpływam przekąszając bułeczkę, więc tempo słabiutkie, prawie żadne. W końcu młyn oddaje wodę, mogę pogonić 🙂 . Pół godziny zajmuje mi kręcenie, to w lewo, to w prawo i widzę po lewej ten obiekt przypominający kościół, a który nie wiadomo czym jest, a jest coraz mocniej ogrodzony i zmienia się wizualnie, z tym że nie jestem pewien czy na lepsze. Będę obserwował i porównywał, bo kiedyś chodziłem obok robiąc zdjęcia. Dziś odpływam by po pięciu minutach zobaczyć elektrownię i most w ciągu ulicy Kilińskiego w Zawadzkich. Na moście goście przenoszą kajak z prawego na lewy brzeg. Ja tradycyjnie od razu dobijam na lewo. Choć mocno zarosła tu rzeka i brzeg łącznie z tabliczką informującą i ostrzegającą przed niebezpieczeństwem, to można podpłynąć tu bliżej mostu. Obnoszę a na głowę znowu kapie deszcz . Za mostem stoją dogonieni przeze mnie kajakarze, młody z ojcem (chyba), żartuję sobie, że nie lepiej było wybrać się na wodę wczoraj, gdy pogoda była zdecydowanie lepsza, na co gość odpowiada, że wczoraj też płynęli, bo oni płyną już od Żyłki. Łał. Muszę zapamiętać że nawet z dzieckiem można spłynąć te siedem kilometrów wyżej. O ile z Krupskiego Młyna płynąłem już kilkanaście razy to powyżej tylko raz i to 36 lat temu. Zaplanuję to na październik 2025. Wtedy nie ma już tłoku na rzece, a spotkać można całe stada migrujących jeleni i saren :-). Ruszam dalej. Kropi, więc się nie ociągam i w niespełna godzinę dopływam do ujścia Lublinicy wpadającej do Małej Panwi dokładnie naprzeciw Przystani Kajakowej Basen Leśny w Zawadzkich. To miejsce mojej dzisiejszej mety po przepłynięciu 21 kilometrów.

I widać już most mety

Nie ma jeszcze transportowca, więc mogę dokładnie przyjrzeć się bliżej basenowym terenom. No nie wiem, czy jest w Polsce jeszcze gdzieś odkryty duży basen w którym nie ma wody, a z dna wyrastają już całkiem pokaźne drzewa. Podsumowując. Dzień udany mimo że nie zobaczyłem dziś słonka :-). Zapraszam do galerii.