O tej rzece nawet nie myślałem, ale z racji tego że jeszcze nam pozostał urlopowy weekend bez planów, wysznupałem ją z internetu 🙂
Po nocno- porannych opadach i pochmurnym niebie , ruszyliśmy w stronę Giełczwi. Pierwszy most przed Piaskami i decyzja – schodzę, choć widać że można by podjechać wyżej, ale już późno i widać że będę kosił zarośla. Nurt bystry.
Hej bystra woda…
Chwilę żałowałem, że nie zacząłem płynięcia wyżej, ale już po kilkunastu minutach wpłynąłem w szuwary i przestałem żałować. Szuwary po opadach mokre, więc już po chwili i ja byłem mokry. Dobrze że dziś nie było tak upalnie, i od początku płynąłem w przeciw deszczowej kurtce.
Walka wre 😉
Po godzinie płynięcia bardzo krętą rzeczką z ciągłym widokiem wysokiej wieży nadajnikowej to z prawej, to z lewej strony dopływam do przenoski w Piaskach. Wysoki jaz z kupą śmieci za nim 🙁
Już za jazem
Kolejna niespełna godzinna przeprawa niezbyt zadbaną wodą i dopływam do zakola, które ktoś sobie przysposobił i o nie zadbał. Trawka przycięta jak na polu golfowym Dźwięk kosiarek zresztą cały czas mi towarzyszy na tym odcinku. W końcu za drugim zakrętem domek właściciela i nadwodna letnia altana. Ładny widok.
🙂
Mija kolejnych dwadzieścia minut i słyszę szum. Rzeczka przyspieszyła, a szumi próg ze sporą ilością wody. Ledwo wycofałem próbując znaleźć jakieś dobre miejsce do wyjścia w celu obniesienia. Żadnych śladów kajakarzy 🙁
Było obnoszone po pokrzywach 🙁
Kolejna godzinka w lasach, szuwarach, nie wielkim deszczyku , i dopływam do Biskupic, za którymi Giełczew zaczyna kręcić jak szalona pośród ponad dwu metrowych mokrych trzcin. Ciężko ale znośnie bo rzeka niesie.
Biskupice
Pokonanie odcinka niespełna 2,5 kilometrowego między mostami : kolejowym i drogowym na DK 12 zajmuje mi pół godziny. Cały czas słyszałem ruchliwą drogę ale ani razu jej nie widziałem. Dopiero pod mostem. Za nim Następne pół godziny walki z szuwarami, kolejny most a za nim stary młyn w Trawnikach
Młyn
Tuż za nim jeszcze ostatnie przenoszenie wymuszone ogromnym drzewem powalonym w rzece bez możliwości innego pokonania 🙁
Takie drzewo
Obnoszę (oczywiście przez pokrzywy) , a za nim ostatnie szuwary i po sześciu minutach mam wreszcie Wieprz. Za mną 20,5 km. Giełczwi, teraz już będzie łatwiej bo Wieprz niesie, choć też nieźle kręci. Na Giełczwi spędzam pięć godzin, a na Wieprzu osiemdziesiąt minut przepływając prawie dziesięć kilometrów :-). Moi kompani czekają na mnie w Jaszczowie w miejscu bardzo ładnie zagospodarowanym przygotowanym pod turystykę, również kajakową.
Tutaj Kończę
Jadąc z tego miejsca w kierunku nowej rzeki na jutro (też wysznupanej w necie 😉 ) , widzimy Giełczew dużo wyżej niż zacząłem spływ, i widać że poziom wody jest wystarczający, jedynie wąsko i szuwarowo. Zaobserwowaliśmy nawet bawiącego się bobra na jednym bystrzu. Nie zdążyłem jedynie mu zrobić zdjęcia :-(. Trudno nam znaleźć miejsce pod wielki namiot, tereny mało dostępne. Prosimy zatem dobrych ludzi o możliwość rozbicia się przy ich stodołach. Dostajemy zgodę i jest fajnie. Jutro ostatni dzień urlopu i kolejna nowa rzeka 🙂
Taki mamy ostatni biwaczek na tym wyjeździe 🙂
Więcej fotek z tego pływania tutaj.