To miał być najzimniejszy weekend tego lata a wszystko z powodu niżu Tekla który akurat teraz miał zaatakować nasz kraj. Więc gdzie by tu pojechać?…
Może nad Pilicę, skoro ma być deszczowo i dużo chłodniej to przynajmniej będzie luźno na wodzie i na brzegach…Tak zrobimy. W piątkowy wieczór ruszamy nad Pilicę w okolice miejsca w którym skończyłem płynięcie w kwietniu tego roku.Po zmroku po 21:00 dojeżdżamy do miejsca w którym przenocujemy. Póki co nie widać niżu, jest ciepło a na niebie pełnia księżyc,a tak więc decydujemy się jeszcze na ognisko na którym udaje się upiec i zjeść kiełbaski. Mija jeszcze chwila i nagle słychać dziwny szum. To od strony rzeki idzie na nas deszcz odbijający się od wody Pilicy. Ewakuujemy się do namiotu, a deszcz szybko ustaje, można zatem jeszcze troszkę posiedzieć przy ogniu który przetrwał. Następny deszcz przegania nas ostatecznie około 3 nad ranem a sam kropi już do rana. Mimo wcześniejszego przygotowania psychicznego na taką aurę, trudno jest się rano zebrać kiedy ciągle kropi deszcz :-(.
Na wodę schodzę o 10:30, akurat nie pada.
Po blisko czterech kilometrach jestem pod mostem Centralnej Magistrali Kolejowej, czyli w miejscu w którym skończyłem kwietniowy spływ. Wychodzi na to że będę miał powtórzone te prawie 4 km. w tym samym roku :-(. Płynę spokojnie mijając Domaniewice i grupę 4 kajaków z wypożyczalni.
Nie wszyscy przestraszyli się Tekli 😉
Co i rusz z nieba momentami delikatnie kapie deszczyk, a ja mijam Nowe Miasto nad Pilicą i przystań z wiatą pełną kajaków. Płynąc dalej napotykam jeszcze dwie grupy kajakarzy. W sumie tego dnia widziałem 12 kajaków. I tak jakoś przeleciał mi dzisiejszy etap, a blisko jego końca napotykam na wodzie znaki jakiegoś zlotu. Za zakrętem okazuje się że to zlot samochodów terenowych, które na brzegu i na wodzie rozgrywają jakieś swoje konkurencje. Mam nadzieję że mnie nie przejadą. Płynę i kończę tuż przed ujściem Mogielanki, czyli za mną prawie 45 km. Ładne miejsce na biwak, widać że przyswojone przez kogoś z okolicy, ale jest Tekla ;-), więc jest puste, są moje dziewczyny, zostajemy. Wypogadza się więc dziś ognisko będzie obowiązkowe.
Jest
Było nieco krótsze niż to poprzednie i tuż przed północą idziemy spać. Niedziela budzi nas deszczykiem a na niebie nie widać prześwitu. To ma być ten najgorszy dzień Tekli, a ja w nim przepływam 55 km. nie spotykając żadnego kajakarza. 7 godzin opadów i wychodzę tuż za ostatnim mostem na Pilicy. Widać że to miejsce w którym kończą spływy kajakarze z okolicznych wypożyczalni. Na brzegu pełno worków ze śmieciami – przykry widok…
Totalna porażka 🙁
Oglądam mapkę satelitarną w Googlach i widzę że 600 m dalej jest chyba ładniejsze miejsce. Płynę tam i okazuje się to strzałem w dziesiątkę. Dzięki tej niepogodzie i temu że dzisiaj jest niedziela, to ładne miejsce biwakowe jest puste.
Zbieram drzewo na ogień i czekam na resztę ekipy. Dzisiaj ognisko musi być, bo karma full wypas: karczek i udka a kiełbasce już nie dajemy rady. Nie rządzimy zbyt długo bo jutro oprócz płynięcia czeka nas powrót do domu, a i zmęczenie trudnym, deszczowym dniem w którym ja przepłynąłem 60 km. a reszta ekipy przeszła 25 piechotką po okolicznych lasach i bezdrożach.
Udane ognisko
Poniedziałkowy ranek budzi nas pięknym słońcem, do Wisły mam około czterystu metrów. Królowa dziś spokojna, płynę zatem w kierunku Warszawy, a po dwóch godzinach mijam mosty Góry Kalwarii.
Jeszcze przed mostami.
Następnie prom między Gassami a Karczewem i nowo budowany most na 500 km. A tam niespodzianka: dzieląca rzekę zastawka z barek będąca takim sztucznym mostem pontonowym. Coraz bardziej myślę że czeka mnie przeciąganie kajaka po piasku, ale udaje mi się jednak przepłynąć wąską stróżką pomiędzy wysepką a łachą na której prawdopodobnie powstanie filar nowego mostu.
Budowa mostu na 500 kilometrze Wisły.
Kawałeczek dalej dzika plaża naturystów na której przechadza się jeden nagus w zaawansowanym wieku. Jeszcze kilkaset metrów i po prawej tak zwana „Romantyczna Plaża”, a po lewej rozbity namiot i widok na elektrownię Siekierki. Mijam „wjazd” do WKW PTTK i Most Siekierkowski no i dalszą nadwiślańską część Warszawy.
🙂
Kończę za mostem Gdańskim, tym z napisem : „Miło Cię Widzieć” jest już 16:00, a do domu 300 km. Trzeba się zbierać i wracać bo jutro do pracy. Dzisiaj za mną 59 km. To był dobry weekend :-).
Zawsze mnie rozczula ten napis 😉
Więcej zdjęć do zobaczenia tutaj.