Korzystając z krótkiej wizyty w Holandii, większość czasu spędziłem na typowym dla tego kraju środka transportu, czyli rowerze, zważywszy jednak na to jak skanalizowana jest Holandia nie mogłem nie spróbować również kajaka 🙂
Tam gdzie „zakotwiczyłem” tereny ładne i nawet na brzegu można było dostrzec kajak, ale żeby popływać musiałem odjechać kawałek za miasto i popływać na wyznaczonym przez wypożyczalnie terenie. Taki urok wypożyczania 🙁
Marnuje się sprzęcik 😉
Teoretycznie z wypożyczalni do miejsca zakwaterowania (Delft), można by dopłynąć. To zaledwie mniej niż pięć kilometrów. Niestety brak umiejętności komunikacyjno – porozumiewawczych, kiepskiej w tym dniu pogody, silnego wiatru i dużych jednostek pływających po kanale prowadzącym do centrum miasta, nie zdecydowałem się na próbę zamiany trasy wyznaczonej przez wypożyczającego kajaki właściciela podmiejskiego kempingu, na moją autorską 😉
Kanał niezbyt duży, niektóre jednostki niczego sobie
Właściciel kilkunastu kajaków miał przygotowaną mapkę wyznaczonych przez siebie szlaków z których jedna pętelka zaplanowana była dla chętnych na jedno godzinne pływanie, a druga na nico bo dwu i pół godzinne. Trudno było mi ocenić jaki dystans przedstawiają te szlaki. Zaczęliśmy z Danielem od krótszej pętli by już po dwudziestu minutach dopłynąć do miejsca połączenia z większą pętlą. Za nami nieco ponad półtora kilometra 🙂 Wiem już że kilometraż- owo to szału tutaj nie będzie 😉 .
Trasy dobrze oznakowane, choć zgubić się raczej nie było gdzie.
Druga pętla podczas której minęliśmy kilka mostków, żadnej innej jednostki pływającej i kilkanaście okazów dzikiego, aczkolwiek mniej płochliwego niż w Polsce, ptactwa wodnego miała długość około 5,5 kilometra i mnie niczym specjalnie nie zachwyciła, wolałbym jednak trasę mojego pomysłu. Miejskie kanały i ich otoczenie prezentowały się naprawdę ładnie.
Na przykład tak 🙂
Po siedmiu kilometrach i połowie czasu na jaki wypożyczyliśmy kajaki, byliśmy już na ostatnim kilometrze tras wyznaczonych, postanowiliśmy zatem popłynąć najpierw w wypatrzony po drodze prosty kanał, płynący wzdłuż linii kolejowej, który po kilkuset metrach łączył się pod kątem prostym z innym, zarośniętym rzęsą wodną , który z kolei kończył się bardzo niskim przepustem rurowym. Postanowiliśmy zawrócić nie wiedząc dokąd może nas on doprowadzić.
Nasza boczna wycieczka (jakieś 900 m. w obie strony) 🙂
Na zakończenie wpadam jeszcze na pomysł, by małą pętelkę przepłynąć jeszcze raz, tylko teraz w odwrotną stronę i nie pozostaje nic innego, jak spływać stąd do miejsca startu. Taka sobie wycieczka długości jedenastu kilometrów.
Jedno z ładniejszych miejsc na trasie
Szału nie było, ale drobne pływanko po innym kraju zaliczone 😉 . Więcej fotek z tego pływania do zobaczenia tu.