Rok Rzeki Wisły już za nami. Może sprawdzę jak wygląda „Królowa”,gdy jej Święto już minęło?
Jadę z żoną do Goczałkowic. Ja popłynę a Gosia przestawi mi transportowca na metę do Bierunia. Moja meta będzie zarazem jej startem do marszu z kijkami w stronę domu :-). Trochę się chmurzy, temperatura ok. 1 st.C, poziom wody na wodowskazie w Jawiszowicach 97 cm. (normalny). Godzina startu – 10.00 🙂
Na starcie
Tuż po starcie tradycyjnie chcę „cyknąć” jakąś focię, okazuje się że aparat nie załącza się. Łee, przecież wczoraj go ładowałem, a kontrolka ładowania zgasła, czyli bateria powinna być naładowana. Coś nie halo, dobrze że mam zapasówkę. Wymieniam baterię, a wskaźnik zapasówki od razu świeci na czerwono, czyli dziś dużo zdjęć nie porobię :-(. Płynę mijając po kolei most tuż za startem, kilkadziesiąt metrów dalej most na DK 1 i po dwudziestu minutach, przepust rurowy obok hałd węglowych Czechowic Dziedzic. Dziś spory ruch obładowanych jakimś żużlem cieżarówek
W ciągu pięciu minut przejechały tak dwie ciężarówki. Nigdy wcześniej nikogo tu nie spotkałem.
Na przepływ wybieram trzecią rurę od prawej, a tam uskok na którym zalewa mnie spora fala napełniająca fartuch wodą w takiej ilości, że ten nie wytrzymuje jej wagi i wpada mi z całą zawartością na nogi. Oczywiście sporo wody wlewa się w kajak, ale i też nie mało udaje mi się wylać z fartucha na zewnątrz. Jeszcze trochę wybieram gąbką i mogę płynąć dalej. Trochę mi mokro :-(.
Tak to wyglądało 🙁
Mija kolejnych dziesięć minut i Wisła przyjmuje swój prawobrzeżny dopływ – Białą. Tutaj dostrzegam i rozpoznaję wyższość poziomu Wisły, porównując widok ujścia do widoku z lipca roku ubiegłego.
Ujście Białej lipiec 2017 styczeń 2018
No i stało się, zdjęcie ujścia Białej, było ostatnim które dałem radę zrobić moim rozładowanym aparatem :-(. Wprawdzie mam jeszcze telefon, ale niezbyt wygodnie jest robić foty, mając na dłoniach grube, przemoczone rękawiczki tak więc ograniczę się jedynie do stałych, rozpoznawalnych punktów na trasie :-(. Śnieg powoli przestaje pruszyć, a na tle błękitu nieba zaczyna przyświecać słonko. Fajnie. Nad głową czapla biała, sporawe stadko czapli siwych, kilka par łabędzi, kormorany i kaczki, a na brzegu parka młodych łani. Lubię to :-). Płynie się dosyć przyjemnie i szybko. Mijam ujście Pszczynki, a po dwudziestu minutach (trzech kilometrach) ujście Gostyni i tym sposobem pozostało mi trzy kilometry do mety w Bieruniu Nowym. To kolejne dwadzieścia minut. Wodowskaz w Bieruniu wskazuje dzisiaj 97 cm. to poziom normalny.
…i jest most mojej mety 🙂
Wycieczka zajmuje mi cztery godziny, teraz pora znaleźć gdzieś wędrującą z kijkami żonę ;-), a kilka fotek więcej z tej wycieczki do zobaczenia tutaj.