Byłem tutaj cztery tygodnie temu, ale to był rok 2017, a teraz mamy już 2018 więc „konto szlakowe” otwarte od nowa 🙂
Na ten weekend było kilka pomysłów, ale ostatecznie wygrała Pilica, zero przeszkód a ja przy minusowej temperaturze zbytnio za przeszkodami nie tęsknię. Do tego pewne miejsce noclegowe w Przedborzu, tak Pilica.
Start w Maluszynie
Dziś rzeźko, dwa stopnie poniżej zera, ale wiatr dający odczucie dużo niższej temperatury. Niezbyt przyjemnie. Do tego źle dobrany sprzęt. Łyżka do kajaka bez steru, na szybką dosyć krętą rzekę na której co i rusz występują silne podmuchy bocznego wiatru, to nie najlepszy pomysł :-(. Byle do Przedborza 🙂
Ciekawe ile to drzewko jeszcze postoi ?
Powiewy wiatru czasem mnie już dobijają, zataczam nawet jedno kółko w prawą stronę wiosłując ciągle prawym piórem. Nie słucha się mnie dzisiaj mój stary, zabytkowy kajaczek :-(. Tempo mam słabsze niż to sprzed miesiąca, ale przed zmrokiem dopłynę do Przedborza. Jestem (prawie) pewien, że tak będzie.
Tak sobie płynę na swoim „zabytku” 🙂
Wiatr przeszkadza, ale dzięki niemu przejrzystość powietrza jest większa i dostrzegam po raz pierwszy wieżę przedborskiego kościoła na 45 minut przed dopłynięciem do przedborskiej plaży. Dzisiejszy etap zajmuje mi pół godziny dłużej niż ten sam płynięty miesiąc temu, ale na mecie znowu jest zbawienny ogień sklecony z trudem przez moich (zwykle) stałych kompanów. Gosię i Piotrka. Była kiełbaska i jazda do miejskiego schroniska na nocleg.
Symbolicznie ale jest, na kiełbaski wystarczy 🙂
W schronisku cieplutko, więc dosyć szybko zapominamy o warunkach panujących na zewnątrz i postanawiamy przespacerować się po najbliższej okolicy, zahaczając oczywiście o nadrzeczną knajpkę. Pizza , browarek i trzeba wracać , bo schronisko jest zamykane o dwudziestej drugiej. Może to i dobrze 😉
Na przedborskim rynku jeszcze świątecznie
Dzień drugi, podobny do pierwszego z tym że zimniejszy. Wiem już że płynę tylko do Placówki, czyli tam gdzie poprzednio, tak więc na wodzie spędzę jakieś dwie i pół godzinki.
Dzisiaj lud się tworzy na trawkach
Z każdym kilometrem nad głową coraz więcej błękitnego nieba i słonko które topi na mnie gródki lodu powstałe wskutek chlapania wiosłem. Mimo silnych powiewów, płynie się jakoś łatwiej i lepiej niż wczoraj. Mijam miejsca które dobrze pamiętam ze spływu na orientację w 2015 roku („Pilica zachwyca”), to ładne miejsca 🙂
oto jedno z nich
Etap dosyć szybko mi mija i rzeczywiście po nieco ponad 150 minutach dostrzegam transportowca i Piotrka który na mnie czeka. Żona w tym czasie depcze okoliczne brzegi podpierając się na przemian dwoma kijkami ;-). Jest jedna zmiana. Jeszcze miesiąc temu w miejscu mojej mety znajdowała się tabliczka informująca że to „Placówka”. Dziś po tabliczce nie ma już śladu. Trochę szkoda, nie takie zmiany przynoszą mi radość 🙁
Dobijam do mety w Placówce
Tak sobie myślę, że to było moje ostatnie pływanie po Pilicy zimą, a więcej fotek z tego pływania zobaczyć można tu.