Trzeci dzień majówki, gdzie by tu… ? Żona wybiera się do Wisły na marsz z kijkami, pojadę z nią wezmę rower i kajak i coś z tego może wyjdzie 🙂
Nie mogło być inaczej bo Wisła wciąga 😉 – taki napis widzę przynajmniej dwa razy dziennie przejeżdżając obok przystanku autobusowego z takim właśnie hasłem.
🙂
Tak naprawdę, to już od dłuższego czasu chodził mi po głowie pomysł wyjazdu do Wisły w celu przemierzenia jej odległości i naniesienia na mapkę przeszkód, szczególnie tych trudniejszych- sztucznych progów, jak również przypomnienie sobie trasy przepłyniętej w latach 1994 – 2004 ; Wisła poniżej zbiornika Wisła Czarne do Strumienia. Jadąc dziś rowerkiem wzdłuż brzegów „Królowej” trudno mi było sobie to przypomnieć, wydawało mi się że w tamtych latach nie było tylu progów na rzece ile naliczyłem teraz. Na większości z nich nie zdecydowałbym się na skakanie, tylko bym obnosił. Dużo tego, a ile dokładnie to opiszę w dziale „rzeki” w (dużo) późniejszym terminie. Skoro miała to być relacja o rzece Wiśle od jej źródeł to musiałem dotrzeć do pomnika owych źródeł 🙂
pomnik „Źródeł Wisły”
Rowerkiem pokonuję kilometry szybciej niż kajakiem, tracąc powoli rachubę ilości progów, ale wszystko dokumentuję i kiedyś , gdy będę miał więcej czasu , zinwetaryzuję 😉 i opiszę.
Wisła w Wiśle
Dojazd od miejsca w którym potok Wisła łączy się z potokiem Malinka tworząc Wisłę do miejsca z którego popłynę do jeziora Goczałkowickiego zajmuje mi trzy i pół godziny. Żona jeszcze nie może podrzucić mi kajaka, więc jadę drugą stroną pod prąd rzeki, tak by dobić do pięćdziesiątki przejechanych kilometrów. Mnie to wystarczy. Czekam.
Czekam sobie w Ochabach
Przez te nasze (z żoną) wiązane pomysły, na wodę schodzę dopiero o 18,30 strasznie wieje ale mam nadzieję że dopłynę tam gdzie chciałem jeszcze przed zmrokiem. Tak się też dzieje , jezioro Goczałkowickie nie chce mnie wpuścić na swoje otwarte wody broniąc się falami rozbijającymi się o dziób mojego kajaczka. Postanawiam przecisnąć się przez groblę pomiędzy wpływem rzeki do jeziora a jego zalewiskami.
mój przesmyk
Tutaj sytuacja się zmienia, jestem pchany przez wiatr i fale które kręcą mnie atakując od tyłu, dobrze że do przepłynięcia mam krótki odcinek, i dobrze by nie zahaczyć o jakiś konar wyrastający z dna jeziora. Płynę wyraźnie na zachód 😉
na zachód 🙂
Dopływam do Wisły Małej gdzie po chwili zbiera mnie żona która czekała na mnie przy Wiśle Wielkiej, do której nie bardzo widziałem możliwość dopłynięcia o tej porze i przy tym wietrze. Na wodzie spędziłem półtorej godzinki realizując zakładany na dzisiaj plan praktycznie w stu procentach.
Sporo takich różnych tablic po północnej stronie jeziora Goczałkowickiego
więcej o mojej wycieczce 'Wisłą od początku” do zobaczenia tutaj.