Sporo ludzi sporo wczoraj popływało, a ja nie, choć z wodą i to wielką a właściwie o jej pokonywaniu miałem trochę do czynienia – posłuchałem na żywo na katowickich Targach Turystycznych opowieści Olka Doby o jego oceanicznych (i nie tylko) pływaniach .
Tak więc dzisiaj, wprawdzie nie sporo, ale co nieco, przepłynąłem się znowu moją Brynicą od miejsca do którego dopłynąłem tydzień wcześniej.Pogoda przepiękna, prawdziwe lato, a woda niższa w porównaniu do tej sprzed ośmiu dni prawie o trzydzieści centymetrów. Grubo . Do jeziora jednak już blisko, więc może problemów nie będzie. Byłyby spore na wcześniejszym odcinku. Tym sprzed tygodnia.
tydzień temu słupek widoczny w wodzie był pod wodą 🙁
Chwilę po starcie zastawka z raczej nie wyczuwalnym prożkiem, dalej zwężenie rzeki z zeschniętą roślinnością wodną i tak aż do ujścia ścieków. Na szczęście bezwonnych i bezkolorowych. Przy ich ujściu pływała sobie nawet (dosyć brzydka) ropucha, czyli życie istnieje. Dalej przez najbardziej kręty odcinek meandrów Brynicy i wkrótce zalew…
czterominutowe pływanko po Brynicy
Dopłynięcie do zalewu Kozłowa Góra (Świerklaniec) zajęło mi godzinkę. Wiatr i fale na jeziorze szybko zapełniły mój fartuch wodą. Po naciągnięciu go mocniej na kajak, już bez większych problemów, zalewany prawie każdą falą dopłynąłem do korony zapory w Kozłowej Górze. Po drodze spotkałem sporo łabędzi , dzikie kaczki i gęsi.
Za chwilkę 420 metrowa przenoska
Przenosząc kajak trochę się obawiałem patrzącego groźnie w moim kierunku ochroniarza, bo do końca nie wiem czy wolno pływać po tym zalewie, podobno to zbiornik wody pitnej. Ochroniarz jednak zaatakował mnie jedynie pytaniem : „dokąd to się wybieram tym kajakiem”, odpowiedziałem że do domu, bo mieszkam w Czeladzi na co on, że jak chce mi się trzeć po mieliznach, to życzy mi wesołych świąt. O zasadach spuszczania wody z zapory, nie chciał opowiadać , bo „to zbyt skomplikowany temat , by mi go tłumaczyć” ;-). Nie nalegałem, zszedłem na wodę na niepełna dwa kilometry płynięcia.
za zaporą
Po drodze jeszcze tylko jedno zawalisko bobrowe, ale z możliwością opłynięcia, sześciosztukowe stadko jelonków, którego niestety nie udało mi się utrwalić, i w końcu most na granicy Dobieszowic i Piekar Śląskich.
jestem widziany z mostu
Korzystając z ładnej pogody i w miarę wczesnej godziny postanowiłem strzelić fotkę pobliskiemu schronowi bojowemu z czasów ostatniej wojny, a schron okazał się otwarty i mogłem zajrzeć do środka przyglądając się zgromadzonym tam przez miłośników fortyfikacji , eksponatom militarnym.
schron w Dobieszowicach / Wymysłowie
więcej o tym pływaniu tutaj.