2022-03-13 Mała Panew (818)

Minęły trzy miesiące od ostatniego pływania. Długo, ale stałem się ciepłolubny, a i remont nie ustaje , zaraza nie ustępuje a teraz jeszcze atak następcy Stalina – małego karakana pokroju Hitlera o wysokich aspiracjach wielkiej  rosyji – Putina atakującego bezpardonowo sąsiedzką Ukrainę. 🙁 .

Nie całkiem planowo, ale z dużą tęsknotą za obcowaniem z przyrodą wsiadłem o jedenastej w swój  kajak by rozpocząć kolejny, już czterdziesty rok kajakowej przygody. Dzisiejszą wybranką była Mała Panew 🙂

                                             Miejsce startu tak jak najczęściej – pod mostem w Krupskim Młynie

Woda ani wysoka, ani niska, taka sobie. Da się płynąć bez większych przytarć, aczkolwiek ostatnie wichury położyły kilka drzew z których jedno muszę obnosić jeszcze przed pokonaniem pierwszego kilometra trasy 🙁 .

                                                                                           Takie drzewko

Zima sprawiła że kajak a właściwie siedzisko nieco mi się skurczyło, albo mnie przybyło 😉 , dlatego każda przenoska to spowolnienie , ale piękny dzień i wreszcie w miarę ciepło (około 10 st.C ) sprawia przyjemność z płynięcia po (póki co) pustej rzece. Dwa drzewa musiałem obnieść, a po dwóch się przeciągnąć nim po ośmiu kilometrach dopłynąłem do mostu w Kielczy.

                                                                                       Most w Kielczy.

Teraz już krajobraz zmienia się szybciej, już po dwudziestu minutach przenoska przed młynem Bombelka. Trochę się zastanawiałem czy nie skoczyć, zwłaszcza że nie raz to robiłem w tym miejscu, ale uznałem że jest jednak zbyt chłodno by dać się zmoczyć fali po skoku. Obnoszę.

                                                                                                Za przenoską

Do następnej przenoski- tej obok młyna Thiel , znowu dwadzieścia minut bezproblemowego wiosłowania. Tutaj nie ma się co zastanawiać , tu trzeba obnieść. Robię to.

                                                                                          Przenoska aż za most

Przenoska wprawiła mnie w kiepski nastrój i to nie z powodu jej uciążliwości a widoku ściętych ogromnych drzew. Smutne i tak często oglądane widoki w całym naszym kraju w ostatnim czasie 🙁

                                                                                                        🙁

By jak najszybciej zapomnieć przykry widok, odpływam w stronę Zawadzkich by po pół godzinie dojrzeć malutką rzeczkę w którą wpływam niespełna pięć metrów tylko po to by mieć dowód , na to że swój czterdziesty rok pływania rozpocząłem jeszcze zimą 🙂

                                                                                    Oto dowód że jeszcze zima 🙂

Pięć minut dalej ruiny kościoła, już ogrodzone a za ogrodzeniem stadko rogatych Danieli i ich partnerek, a po kolejnych pięciu minutach przenoska obok elektrowni już w granicach Zawadzkich.

                                                                                   Tu już za przenoską

Teraz przyspieszam bo jestem już umówiony z kierowcą (nowym 😉 ) , i w ciągu pół godziny dopływam do mostu w Zawadzkich przed którym kończę (obok nieczynnego leśnego basenu w którym rosną choinki) . Wygrzebuję to co mi się poniewierało w kajaku i już jest transportowiec. Można wracać. Sezon rozpoczęty ponad 20 kilometrowym spacerkiem po fajnej rzece na której w następny weekend pływać będzie sporo znajomych z Neptuna 🙂

                                                                  Tutaj skończyłem inaugurację sezonu

Więcej fotek tradycyjnie do zobaczenia gdzie indziej. Czyli tutaj.

 

P.S.  Od tego roku dopisuję numerek mówiący która to wycieczka kajakowa, to tak by nie pominąć jakieś okrągłej liczby co wcześniej mi się już zdarzało 😉