2019-05-03 Wymakracz i Narew

 

Kolejny rok w którym w długi majowy weekend nie mogę zaplanować pływania. Zatem bez planu przepłynę się choć jednego dnia. Trzeciego maja.

Na miejsce startu docieram dopiero przed piętnastą, zostawiając wcześniej na zaplanowanej mecie, swój rower. Na opis spływu Wymakraczem natknąłem się w internecie. Kilka lat temu przepłynęli go dosyć znajomi ludzie, dlaczego nie miałbym go spłynąć ja?  😎 . Zobaczywszy Wymakracz pod mostem na ulicy Mickiewicza w Długosiodle miałem ochotę przechrzcić tą rzekę. Z Wymakracza zmienić na Wymiękacz, ale ostatecznie nie wymiękłem i ruszyłem  😛 .

                                                     Zniechęcający do startu widok pod mostem w Długosiodle

Po pierwszej godzinie, za mną nieco powyżej trzech kilometrów czyli szału nie ma. Widoki otoczenia dosyć ładne, niestety przydałoby się jakieś 10-15 cm. wody więcej. Będzie ciężko, szczególnie za zastawkami które na trasie napotykam cztery razy. Co zastawka to mniej wody.  😥

                                                                           Pierwsza z napotkanych zastawek

Napotykam również sporo kładek, pod którymi w większości udaje się przeciągnąć, są jednak i takie które muszę obnieść lub przeskoczyć. Tempo ciągle słabe. Jak na Rudzie tydzień temu  😉

                                                              Mocno obrośnięta kładka, muszę ją obnieść

Pogoda zmienna z powodu silnego wiatru, tak więc mam słonko, ale mam też lekkie, dwukrotne opady deszczu. Na szczęście niezbyt uciążliwe, bo mało intensywne.  Dopłynąłem do trzeciego jazu, a przed nim wędki, tylko jakoś dziwnie wygięte. Nie w stronę rzeki, tylko jakby od rzeki, w drugim kierunku. Po wyjściu na brzeg sprawa się wyjaśniła. Obok był staw rybny i to w nim zarzucone były wędki. Przenoska mało ciekawa, ale dałem radę  🙂 .

                                                                                   Takie miejsce przenoszenia

Jeszcze trochę wiosłowania i dopływam do zbyt niskiego betonowego mostu, muszę wyjść na brzeg, a po wyjściu widzę w odległości jakichś 150 metrów, kolejną – ostatnią zastawkę – jaz. Nie wsiadam zatem w kajak tylko idę  od razu za jaz. Tutaj nieźle, wody w Wymakraczu, bardzo mało a obok rów z wodą której jest pod dostatkiem. Gdzie zejść? Postanawiam jednak zejść na rzekę, widząc że kanał  odpływa w inną stronę. Na rzece ciężko  😥

                                                                      Kanałowy Wymakracz za ostatnim jazem

                                                       Kanałek z wodą (chwilowo) wzdłuż Wymakracza

Męczę odcinek płytki i lekko zwałkowy, drzewa , kamienie , mielizny. Mozolnie , ale do przodu. Po czterech godzinach za mną 11 kilometrów. Rzeka zwęża się dosyć znacznie, ale dzięki temu głębokość staje się wystarczająca. Szerokość koryta zmusza mnie często do odpychania się wiosłem od brzegów. Wąska i kręta. Przypominam sobie, opis płynięcia sprzed lat kolegów z KiM u, i to jest chyba miejsce w którym oni, przy wyższej wodzie pływali tutaj po rozlewiskach Narwi. Napotykam na żeremie bobrowe, przez które nie mogę przepłynąć, wysiadam i widzę Narew. Czeka mnie jeszcze tylko kilka zakrętów i będę mógł przyspieszyć.

                                                                                         Na żeremiu

                        Tak wygląda Wymakracz kilkaset metrów przed ujściem do widocznej tutaj w oddali Narwi

Wymakracz podniósł mój kilometrażowy licznik o nieco ponad 12 kilometrów, które pokonywałem blisko 4,5 godziny, czyli półtorej godziny dłużej niż zakładałem. Już sporo po dziewiętnastej. Muszę się przyłożyć do wiosła i na Narwi trochę przyspieszyć.

                                                                                                          Narew

Mógłbym skręcić w prawo i dopłynąć do Łomży do której i tak mam jechać, ale to sto kilometrów i pewnie nie dał bym rady w ten weekend, na tym kajaczku  😉 , skręcam zatem w lewo, po chwili widzę tabliczkę z numerem 105, do mojego rowerka zatem jeszcze siedem kilometrów. Płynę 50 minut, dopływając do Nowego Lubiela.

                                                                                                  Na mecie

Szybko się ściemnia, już sporo po dwudziestej. Wskakuję na rower jadę 16 kilometrów po mój pozostawiony nad rzeką transportowiec, jest już całkowicie ciemno, ale on cierpliwie na mnie czeka. Ruszamy po kajak. Jest godzina 22, udaje mi się zatem go odebrać od dobrych ludzi którzy wcześniej opiekowali się rowerem. Postanawiam przenocować nad rzeką, szczególnie że mimo pory i święta udało mi się jeszcze zakupić piwko na koniec dnia. W nocy ledwo 4 st.C.

                                                    Przebudzenie w ładnych okolicznościach przyrody

Więcej fotek z tej wycieczki do zobaczenia tutaj.