2024-07-21 Jezioro Międzybrodzkie (linia brzegowa z kawałkiem Soły) (865)

 

Pierwszy miesiąc wakacji już prawie się kończy , a ja na kajaku byłem tylko raz. No słabo. Trzeba zmienić ten bilans zważywszy że lato w pełni… Odkąd nie mam już ze sobą stałej ekipy która mobilizowała mnie do ruchu, trudno wymyślić coś samemu, by być niezależnym , najbardziej logistycznie. Pobliskie jeziora pozostawię na jesień, bo w taki upał mógłbym zostać „rozjechany” przez skutery i inne silniejsze od kajaka, jednostki pływające. Pętla wiślańsko-łączańska trochę zbyt długa, kłodnicka tradycyjnie 11 Listopada.   Wpadłem na pomysł, że jednak wycieczka po jeziorze. Po Międzybrodzkim, a akurat tam ,dlatego że w Międzybrodziu zaczynają się piesze szlaki na najwyższy szczyt  Beskidu Małego – Czupel (933 mnpm.), który postanowiłem zdobyć przed kajakową wycieczką. Czupel to jeden z 28 szczytów składających się na Koronę Polskich Gór, którą to koronę chciałbym jeszcze w tym życiu „przywdziać” ;-). Zważywszy że najwyższe już kiedyś zdobyłem, to Czupel będzie moim (chyba) dziesiątym czubkiem tej korony. Muszę to jeszcze sprawdzić w moich obszernych archiwach podróżniczych :-). W południe go zdobyłem a o trzynastej , po przemaszerowaniu piętnastu kilometrów, byłem już obok transportowca z kajakiem na dachu 🙂

                                                                                                               Szczyt Czupel

No i tyle o górach w dziale kajakowym 😉 . Myślę gdzie by tu zejść na wodę. Najbliżej plaża miejska, ale ciasna uliczka zakończona płatnym (20 pln) przepełnionym parkingiem, zmusza mnie do wycofania. Jadę w kierunku Tresnej. Wszędzie wysokie brzegi, a mniej wysokie oblężone, bądź zagospodarowane komercyjnie. Natrafiam jednak na jakąś remontowaną dróżkę do lasu obok dopływu, którego prawie nie ma, a i żadna mapa go nie pokazuje. Są za to schody którymi można zejść do nibypotoku, a dalej do jeziora, razem noże z piećdziesiąt metrów. Po trzynastej trzydzieści jestem już na wodzie i płynę najpierw w stronę zapory Tresna. Mam wiatr w plecy.

Do mostu w Międzybrodziu Żywieckim niespełna kilometr, na wodzie mnóstwo volkswagenów garbusków w wersji wodnej (rowery), dużo kajaków i jeszcze więcej SUP ów, choć na stojąco bardzo nie wielu supowiczów. Ludzie pływają z dziećmi, z pieskami, dwójkami, ale w kamizelkach asekuracyjnych można policzyć na palcach jednej ręki. Nie znam się, może SUP jest bezpieczniejszy od kajaka, czy rowerka wodnego, choć i na tych jednostkach nie widziałem ludków w kamizelkach.

                                                                                                                    SUP owicze

Mijam wiszącą kładkę spod której wielokrotnie startowało się na OSK Trzech Zapór, po przewózce z jeziora Żywieckiego, płynę w miejsce w którym jeszcze nie byłem, najbliżej elektrowni i zapory Tresna. Tu już nie ma nikogo na wodzie. To i ja zawracam

Znowu mijam kładkę, SUPowiczów ładnie, na stojąco  „zapylających” z wiatrem w stronę zapory, coraz więcej ludzi oblegających obustronne plaże w Czernichowie i Międzybrodziu. Za mostem jestem na jeziorze i jego brzegiem pod wiatr, wzdłuż zbocza góry Żar z której co i rusz startuje samolot ciągnący w przestworza szybowiec, przemieszczam się powoli w kierunku zapory w Porąbce.

                                                                                                          Ten akurat ląduje

Pięćdziesiąt minut zajmuje mi dopłynięcie do bojek oznaczających zakaz dalszego płynięcia w pobliże zapory i elektrowni Porąbka. Na OSK można było podpłynąć kilkanaście metrów dalej. Zawracam i teraz popłynę znów z wiatrem, a zaczynam odczuwać moc dzisiejszego słonka. Jest ponad 30 st. C. Uff. Kieruję się najbliżej brzegu, bo można tu załapać odrobinę cienia.

                                                                                                                         Porąbka

Ostatnie ponad 4,5 km wzdłuż zachodniego brzegu jeziorka zajmuje mi niespełna pięćdziesiąt minut. Mijam najbardziej zatłoczoną plażę z której miałem zacząć moje pływanie i dopływam do miejsca startu. Tu też już nie jest pusto. Parka moczy się u ujścia potoku bez nazwy.

                                                                                                            Jest most mojej mety

Pozostało tylko pokonać kilka schodów i można się pakować. Fajnie że chociaż auto w cieniu 🙂

 

Na mecie 🙂

To był dosyć wyczerpujący, ale udany dzień a kajakowo wyglądał tak 🙂

I taki filmik