Jeszcze wczoraj w drodze na nocleg w dość ciekawym miejscu, bo przy prywatnym browarze w którym co nieco podegustowałem, byliśmy w Środzie Wielkopolskiej rzucić okiem na trzecią z wybranych na tę majówkę rzeczkę Maskawę. Na ulicy Harcerskiej jej poziom okazał się zbyt niski bym mógł wystartować. W necie czytałem że strażacy kiedyś przepłynęli Maskawę od miejscowego jeziorka i im się to udało, tyle że mieli wyższą wodę. My jednak planujemy na dziś bardziej „lajtowy” spływ. Głównie po jeziorkach połączonych rzeczką Głuszynką – dopływem Kopla, który to w Poznaniu wpada do Warty. Na jezioro Raczyńskie schodzę około 10,30 . Dzień jest piękny 🙂
Już samo zejście napawa optymizmem 😉
Dwa i pół kilometra długości jeziora, pokonuję dość szybko i bezproblemowo nie umiejąc na końcu odnaleźć wypływu, przejścia na następne jezioro. Teren podmokły, nie da się brodzić. Płynę do lewego brzegu , bliżej zabudowań i idę pieszo. Najpierw 400 metrów do mostu na DW 432, za mostem coś płynie. Próbuję i udaje mi się dziesięć metrów, po czym znowu woda się rozlewa na tyle że nie da się płynąć, ani iść po dnie. Znowu wychodzę i idę leśną dróżką, tym razem 600 metrów do jeziora Łękno. Ufff.
Żona uchwyciła mój marsz przez las 🙂
Łękno pokonuję w dwanaście minut, bo jego długość to niespełna kilometr. Na końcu nie szukam nawet przejścia, bo od trzeciego jeziora którym jest Jeziory Małe ;-), Łękno oddziela tylko kilkumetrowa grobla. Szybko się przerzucam i płynę do (niby) atrakcji turystycznej, którą jest tak zwany „Kamienny krąg” na lewym brzegu jeziora.
Kamienny Krąg
Na Jeziory Małe mógłbym spędzić więcej czasu płynąc linią brzegową, ale postanowiłem płynąć najkrótszą drogą do kolejnego jeziora. Wyszło z kilometr i tutaj widać gdzie jest wypływ z jeziora. Trzeba jednak obnieść. Obok wypływu siedzi sobie starszy pan i steruje takim sobie nie wielkim modelem pływającym.
Taki model
Jak się okazało taki model to sonda do badania podwodnej zwierzyny, czy warto w tym miejscu zarzucić wędkę, czy nie ma po co. Taka technika XXI wieku :-).Obniosłem i zszedłem na wodę, którą dało się płynąć w stronę jeziora Jeziory Wielkie. Nareszcie…
Tak wygląda kanał na kolejne jezioro
Po raz pierwszy spływalny kanał. Pięć minut i jestem na Jeziory Wielkie. Mijam niezłe chatki na brzegu, a przepłynięcie półtora kilometra jeziora zajmuje mi dwadzieścia minut.
Takie domki
Na końcu jazik . Do obniesienia , a za nim kilometrowy kanał do najdłuższego jeziora na dzisiejszej trasie.
Ten jazik
Pół kanału do przedzierania. Trzciny itp., drugie pół prawdziwie ładna woda, są nawet keje dla żaglówek i fadroma którą panowie oczyszczają wodę z zalegających drzew udrażniając kanał prowadzący do cztery i pół kilometrowego jeziora Bnińskiego.
Ładnie na kanale
O jak ładnie
Jeziorny dystans pokonuję w niespełna godzinę przyglądając się pracującej na brzegu koparce oporządzającej tereny Kórnickiego Centrum Rekreacji i Sportu OAZA – BŁAŻEJEWKO.
Takie miejsce
Przede mną kolejny kilometrowy kanał, do jeziora Kórnickiego. Ten prowadzi pomiędzy najbardziej zamieszkałą częścią trasy, dlatego muszę się pomęczyć. Prywatne kładki, mostki i te nie prywatne. Pod mostem drogowym męczę się najbardziej. Cuduję jak nigdy dotąd. Wpływam pod rurę. Zbyt niska, nie mieszczę się. Wychodzę z kajaka, chcąc pokonać ją górą, nad nią jednak druga rura i to też na takiej wysokości, że mam problem z przeciśnięciem się pomiędzy rurami. Muszę zdjąć kapok, dzięki czemu z trudem udaje mi się przepchać między rurami. Wyjście na brzeg w tym miejscu było nie możliwe, dobrze że woda na tyle płytka, że nawet nie nalało mi się do gumiaków.
Po pokonaniu rur 🙂
Dalej jest jeszcze kilka przepraw, które udaje mi się pokonać by dwadzieścia po czternastej wpłynąć na jezioro Kórnickie. Tu po dziesięciu minutach spotkam się z żoną, która ma dla mnie dużego obiadowego hamburgera. Dobrze bo już głód mi doskwiera.
Będę jadł 🙂
Po posileniu się idziemy do pobliskiej ławeczki poświęconej naszej Noblistce – Pani Wisławie Szymborskiej która urodziła się w domu stojącym nie opodal. Podczas posiłku zdjąłem mokrą koszulkę i zdjęcia z Noblistką mam tylko w negliżu, więc mało zachwycające 🙁
🙂
Jeszcze chwila odpoczynku i ruszam dalej. Przepływam obok Kórnickiego zamku, przed którym nad jeziorem zawieszona jest rowerowo-piesza ścieżka, po której dziś przemieszcza się bardzo dużo ludzi. Obok pływają stateczki wycieczkowe ” Biała Dama” i „Anna Maria”, a kilkaset metrów dalej w jezioro wchodzi molo z dwu kondygnacyjną wieżyczką widokową i również mnóstwem ludzi.
Takie trakty
I taki zamek w Kórniku
Płynę pod molem w kierunku kładki łączącej prawy miasta brzeg z Błoniami i miejską plażą tam położoną.
Molo
Kawałeczek przed kładką wyglądającą jak solidny most, muszę nieco zwolnić bo od brzegu, do brzegu za linką napędzaną automatycznie zasuwa gość na wodnym snowbordzie 😉 , muszę być ostrożny, by nasze drogi się nie skrzyżowały bo mogłoby być mało ciekawie.
Tak sobie śmiga
Za kładką koniec bajki, wracamy do międzyjeziorowej rzeczywistości tego szlaku ;-). Na szczęście nie na długo i szybko się poprawia.
Taki powrót
Dopłynięcie do jeziora Skrzynki Duże dopływam bez większego wysiłku, przez dwa kilometry jeziora też spoko, a i przejście na ostatnie na dzisiejszej trasie jezioro Skrzyneckie Małe też nie było uciążliwe. Zaczyna się rzeczka i o dziwo wygląda całkiem nieźle. Rodzi się nawet w mej głowie nadzieja na dopłyniecie nią do samego ujścia. Fajnie 🙂
O, jaka rzeczka
Mijam ogromną oczyszczalnie ścieków, później rury nad którymi można przeczytać, że jest to wypływ oczyszczonych ścieków komunalnych. Nic nie czuć i nie widać, więc chyba ok. O 16,35 jestem pod mostem w Borówcu a tuż za nim Biedronka pod którą umówiłem się z żoną. Jestem wcześniej niż ona, a skoro tak dobrze idzie, to postanawiam popłynąć dalej. Przynajmniej do następnego mostu. Toż to tylko niespełna pięć kilometrów.
Bo jak widać za mostem też spoko 🙂
Po czterystu metrach, całkowita zmiana „przejezdności” rzeki. Zarośnięcie koryta nie pozwala mi się przedostać ani o metr, Wyjść nie ma gdzie. Staję w kajaku, by zobaczyć z wyższego poziomu ewentualne przecinki pomiędzy skumulowanymi tutaj „pływającymi wyspami”. Nie widać. Kładę na wyspy wiosło by móc jakoś stanąć na nogach, obracam w powietrzu kajak o 180 stopni i wracam pod Biedrę. Ufff.
Po nawrocie wracam swoim śladem
Udaje się dotrzeć pod znany sklep, gdzie żona już nam uzupełnia zaopatrzenie, po czym podjedziemy odpocząć nieco nad Kórnickim jeziorem a później na dziki biwaczek nad nad jeziorem Bnińskim. Będzie nawet ognisko z kiełbaskami czyli jak za starych dobrych czasów…
Z parkingu przy sklepie widać jak rzeka kończy się w gęstwinach
Nad brzegiem który widać za kajakiem spotkałem gościa nasadzającego własne drzewka. Fajnie. Mówi mi że miesiąc temu, gdy woda była blisko metr wyższa, znaleźli się śmiałkowie którzy chcieli stąd popłynąć w stronę Poznania. Niestety odpadli tam gdzie i ja. Więc nieźle mi poszło . Poznałem 23 kilometry nowego, nie planowanego szlaku 🙂
Na dzisiejszym biwaczku
Więcej zdjęć z tego spływu tutaj.
A filmik tu