Udało mi się utworzyć relację ze spływu Odrą, zapraszam do poczytania i pooglądania 🙂
http://piti628.geoblog.pl/podroz/26976/odra-od-urazu-do-trzebiezy-543-km
Chyba jeszcze nigdy podczas mojej blisko czterdziestoletniej „kariery” kajakowej nie było wakacji podczas których nigdy nie byłem na wodzie. Rok 2021 stał się takim rokiem :-(. Ta pandemia i nie kończący się remont…
Ten spływ zaplanowałem niedługo po przedwczesnej śmierci Olka Doby. Nie mogłem uczestniczyć w pogrzebie, a słyszałem że miasto Police zaplanowało na Olkowe urodziny ( dziewiątego września) postawić mu pomnik. Postanowiłem dopłynąć na tą uroczystość. Jak się okazuje, sprawa pomnika została przełożona na grudzień, a dla pamięci Olka organizowany jest spływ kajakowy biegnący teoretycznie od Swarzędza (miejscowości narodzin Olka), a w rzeczywistości od Poznania, i prowadzący do Trzebieży gdzie jedenastego września imieniem Olka ochrzczona zostanie miejscowa promenada odbudowana po pożarze. Ja startuję z portu w Urazie na Odrze i mam zamiar dopłynąć na tą uroczystość w następną sobotę. Być może razem z uczestnikami okolicznościowego spływu. Po ostatnich obfitych opadach deszczu płynę na wysokiej wodzie która akurat tutaj dopłynęła. Krótkie streszczenie dnia postaram się doklejać każdego wieczora, a pełną relację zamieszczę zapewne po szczęśliwym powrocie do domu :-). Dzień pierwszy zakończyłem wpływając w ujście Jezierzycy nad którą zanocuję po przepłynięciu nieco ponad 65 km.
Dzień drugi minął szybko. Nad głową co rusz orly bieliki i po blisko 10 godzinach meta na 347 kilometrze Odry, tuż przed mostem kiedyś kolejowym a obecnie służącym rowerzystą jako ścieżka przez rzekę. Za mną około 95 km.
Dzień trzeci wypłynąłem o 8.15 by po siedmiu godzinach i 70 kilometrach zrobić sobie pięcio minutową przerwę na nadrzecznym hamaku, która to przerwa dała mi takiego kopa że po dziesięciu godzinach wiosłowania stuknęła mi stówka a ostatecznie wylądowałem i zamieszkałem dzisiaj 20 metrów przed ujściem Nysy Łużyckiej. Za mną 105 km. według oznakowań a 103 według aplikacji.
Dzień czwarty.Wypłynąłem około 9,30. Na trasie nic ciekawego poza kajakiem składanym na niemieckimi brzegu, obok namiotu i dziewczyny. Pod koniec trasy która dziś miała 66 km. wyprzedziłem niemiecką parę na dmuchańcu, a teraz zbieram się do spania na niemieckiej ziemi kilka kilometrów przed ujściem Warty. Miałem nawet ognisko ale nic do niego 🙁
Dzień piąty. Dzień pełen wrażeń o których napiszę już po powrocie. Napisze tylko że start miałem 10 km. przed ujściem Warty, nocuję 9 km. za jej ujściem a na liczniku 61 km. Czary? 😉. Dodam jeszcze że te brakujące kilometry robiłem płynąc rzeką pod prąd a z prądem, a wracałem płynąc z prądem a pod prąd. Ciekawie? Okaże się. Spotkałem kajakarzy płynących dla Olka Doby I jutro z nimi popłynę.
Moja meta 9 km. za ujściem Warty
Dzień szósty zacząłem najwcześniej bo przepływali obok mnie kajakarze dla Olka. Dołączyłem do nich i przepłynęliśmy wspólnie 61 km. Po drodze zakupy, przerwa obiadowa i wieża widokowa po niemieckiej stronie. Mnóstwo opowieści a w samo południe tort i szampan z okazji 75 rocznicy urodzin Olka. Pogoda przefajna z wiatrem w plecy. Teraz nocleg po niemieckiej stronie a jutro Szczecin. Z oddali co rusz odgłosy ryczącego jelenia. Fajnie 😀.
Taki widoczek z niemieckiego brzegu
Dzień siódmy. Ja go rozpocząłem o 8 by po 10 godzinach i 58 kilometrach zakończyć w samym rozrywkowym centrum Szczecina.
Tutaj dziś zamieszkam. Pod mostem 🙂
Dzień ósmy-ostatni. Po spokojnej głośnej pod mostowej około wesoło miasteczkowej nocy punktualny start o 7.oo czyli dokładnie 2 godziny po końcu słyszalnej dyskoteki w asyscie WOPR i na tafli odrzańskich wód nieco przed czasem dopłynęliśmy do Trzebieży gdzie o 14 nastąpiło otwarcie odbudowanej po pożarze promenady nazwanej imieniem ALEKSANDRA DOBY w czasie której z nieba polał się mocny deszcz i zagrzmiał jedyny ogromnie głośny grzmot. A potem do końca dni już tylko gorące słonko. Koniec wyprawy. Dzisiaj 36 km.
Fragment promenady