Wszyscy umawiali się na Niepodległościowe pływanie po wielu rzekach 11 Listopada, ja postanowiłem ich wszystkich wyprzedzić z tym świętowaniem i popłynąć już dziesiątego 😉
Na świąteczny szlak obrałem sobie Widawę. Tuż po jedenastej zszedłem na wyjątkowo niską wodę w Wilczycach. Tam gdzie najczęściej zaczynam rokroczne pływanie Widawą.
Miejsce startu. Bywały lata że start był na wysokości widocznego murku.Dziś wyjątkowo płytko.
Już po niespełna pół godzinie dopływam do pierwszego, kilkumetrowego roślinnego zatoru za którym po kilku machnięciach wiosła jest kolejny zator. Krótszy, a na nim butelka z listem w środku. Postanawiam ją zabrać ze sobą, by za pomocą czegokolwiek, wygrzebać list z butelki bez jej trzaskania na brzegu. Kolejnych kilkadziesiąt minut wiosłowania i mijam filary na których jeszcze nie tak dawno opierała się metalowa kładka, którą można było przemieścić się z brzegu na brzeg. Od dwóch lat jej już nie ma, nie wiem komu przeszkadzała. Była w dobrym stanie.
Za nie istniejącą kładką
Kolejnych pół godzinki i znowu prożek, który przy obecnym poziomie rzeki wydaje się być dosyć wysoki. Niesie jednak niewiele wody, spokojnie mogę obrać drogę bezpiecznego spłynięcia.
Na przeszkodzie
Dzisiaj towarzyszy mi wyjątkowa jak na tą datę pogoda, tak więc płynięcie jest przyjemne. Po kolejnej godzinie dopływam do jazu, który (prawie) tradycyjnie trzeba będzie obnieść. Różnica poziomów to dobre dwa metry.
Rok obecny Rok poprzedni
Po posileniu się, dalej bez większych przeszkód, choć z jedną co roku większą, będącą coraz wyższym zatorem z drzew i wszystkim co owe drzewa zatrzymują, dopływam do ujścia Widawy do Odry. Za mną prawie 24 km. przepłynięte w czasie blisko 4,5 godziny. To dłużej niż rok temu o blisko 1,5 godziny :-(.
Gdybym popłynął taaaaam hen, to tak gdzieś za tydzień dopłynąłbym może do Szczecina*
Zakręcam ostro w lewo, by po kilkuset metrach minąć ujście Bystrzycy, nad którą dzisiaj zachodzi słonko, które towarzyszyło mi dzisiaj przez cały dzień płynięcia.
Dzisiaj nie zachodzi nad morzem, tylko nad Bystrzycą 😉
Nie wiem co jest grane, bo znowu, tak jak w tamtym roku, płynąc pod prąd Odry, płynę jednocześnie pod wiatr. Dziwne. Kiedyś pod wiatr miałem zwykle płynąc z prądem. Czasy się zmieniają :-). Już prawie po ciemku, po pięciu kilometrach osiągam ujście Ślęzy, która będzie drugą dzisiaj rzeczką pokonywaną pod prąd, ale tylko na krótkim, niespełna kilometrowym odcinku. Przed wpłynięciem w Ślęzę robię jeszcze fotki oświetlonego mostu Rędzińskiego, za którym (patrząc z nurtem Odry), uchodzi ona do Odry.
Most Rędziński
Ślęza również z niską wodą. Muszę w dwóch miejscach dosyć mocno przeciągać się po kamienistych bystrzach, by w końcu wypatrzeć w mroku most nad A8, a tuż przed nim ujście zaledwie dwu kilometrowego strumienia Toczek. Nim przemaszeruję kilkadziesiąt metrów do drogi, przy której zaparkowany jest mój transportowiec. Tuż obok domu w którym mieszka moja kuzynka z mężem :-). Naprzeciw wychodzi mi żona z mężem kuzynki, mam fotkę 🙂
To jeden z trzech spływów na którym dochodzę do transportowca sam 🙂
*Kiedyś , właśnie z Wrocławia na Tajmienie (składanym rosyjskim kajaku), dopłynąłem w tydzień do Szczecina.
Więcej z tego płynięcia do zobaczenia tutaj.