Kiedy żona zaproponowała mi wspólną rowerową wycieczkę podczas XV edycji Rodzinnego Rajdu Rowerowego z Krakowa do Trzebini, zgodziłem się momentalnie wiedząc że nasz rajd skończy się bardzo blisko Chechła, z którego wycofałem się we wrześniu ubiegłego roku…
Całodzienny rajd był bardzo udany. Po przejechaniu 62 km. dotarliśmy do transportowca na dachu którego czekał na mnie mój kajaczek. Pozostało przejechać 15 km. i poszukać miejsca na nocleg. Po drodze odwiedzamy rynek w Chrzanowie.
Na rynku w Chrzanowie
Miejsce w którym zakończyłem zeszłoroczne pływanie średnio nadawało się na nocleg, ale szybka penetracja najbliższej okolicy pozwoliła nam znaleźć miejsce w którym przetrwamy do rana. W planie jest także skromne ognisko, takie tylko na upieczenie kolacyjnej kiełbaski. Jest bardzo sucho, a my obok lasu, nie będziemy szaleć.
Taki mamy biwaczek trzydzieści metrów od rzeki 🙂
Jesteśmy sami, więc jesteśmy grzeczni, kiełbaska i piwko no i (nareszcie) długa nocka. Wysypiamy się :-). Rano mam pewne obiekcje przed zejściem na wodę. Zszedłem z niej we wrześniu, bo była za wysoka, dziś mam obawy że jest za niska 🙁 . Z moich obliczeń wynika, że pozostało mi nieco powyżej siedmiu kilometrów, postanawiam ruszyć i skończyć Chechło, nawet jeśli przyszłoby mi deptać wzdłuż jego brzegów. Na starcie tuż za mostem nie wygląda najlepiej.
Tuż za startem mało ciekawie
Za zakrętem okazało się że nie jest najgorzej i daje się płynąć, to pocieszające. Oczywiście pojawiło się kilka zwałek, przez które musiałem się poprzeciągać, ale nie musiałem wychodzić z kajaka. Prawie przez kilometr 😉 . Chechło utworzyło małe rozlewisko i to w tym miejscu zabrakło wody, musiałem wyjść by dodeptać do głębszej wody 🙂
Zaczyna się takie malutkie niby jeziorko
Rozlewisko ma więcej niż pięćset metrów, a za nim znowu rzeczka. Raczej spokojna (dzisiaj) , jedynie od czasu do czasu jakieś drzewa, widać jednak że ktoś nie tak dawno tędy płynął. Dojrzałem kilka śladów 😉 Moje tempo to nieco ponad trzy km. na godzinę. Wolno.
Na jednej ze zwałek
Natrafiam na jedno zwężenie w którym rzeka zdecydowanie przyspiesza, prowadząc główny nurt wprost pod grube gałęzie nad rzecznego drzewa. Próbuję nie wpłynąć w główny nurt, ale okazuje się że tuż pod powierzchnią wody znajdują się kamienie. Woda spycha mnie z nich wprost pod drzewo. Grube gałązki, walczę z nimi by ustawić się przodem do nurtu. Czuje na plecach że z tyłu napływa mi woda przelewająca się przez kajak. Wiosło w tym miejscu jest prawie nie przydatne, a wręcz przeszkadza. Moje ląduje obok kajaka. Wyłapuje je i wygrzebuję się z tych gałęzi, odczuwając jednak sporą ilość wody w kajaku. Byle do brzegu, bo stabilność kiepska. Udało się. Wylewam wodę i ruszam dalej. Trochę mnie zmoczyło, ale dziś cieplutki i słoneczny dzień.
Nie pozornie, a jednak podniosło mi trochę ciśnienie 🙂
Jeszcze kilkadziesiąt machnięć wiosłem i mam Mętków, czyli do Wisły już blisko. Tuż przed mostem drogowym obnoszę obok jedynego na trasie sztucznego ponad metrowego progu i od tej pory aż do ujścia (nieco ponad kilometr) rzeka to już typowy kanał. Regulowany kołkami wzdłuż brzegów, kilka niskich prożków i w końcu ujście do Wisły. Żona już czeka, jest wcześnie , obejrzymy zabytkowy kościół w Mętkowie i pojedziemy sobie do domu na rowerach. To 52 kilometry 🙂 . Endomondo na Chechle pokazało mi nieco powyżej dziewięciu kilometrów.
Próg nieco ponad kilometr przed ujściem
Tak Chechło wpływa do Wisły
Wisła i jej starorzecze tuż za ujściem Chechła
Więcej o tym pływaniu do zobaczenia tutaj.