2018-02-17 Przemsza – Wisła

Postanowiłem dzisiaj po raz ostatni tej zimy coś sobie przepłynąć. Padło na Przemszę od połączenia Białej z Czarną.             

Punktualnie o dziewiątej zszedłem na wodę w tym samym miejscu w którym tydzień temu zakończyłem pływanie Białą Przemszą. Lekki mrozik (-3) i powoli przedzierające się zza smogowych chmur słonko. Płynę w stronę Wisły.

                                                                                                   Przemsza

Już po trzech kilometrach jestem przy moście pod którym jest bystrze, które od kilku lat obnoszę pamiętając jaki mokry bywałem po jego przepłynięciu. Obnoszę też dzisiaj, bo za zimno by jeszcze trzy godziny wiosłować na mokro.

                                  Dzisiaj bystrze wyglądało łatwiej niż w poprzednich latach, ale i tak obniosłem

Dalsze płynięcie to już mniej lub bardziej spokojna woda, co i rusz mnie lekko zalewająca i po raz pierwszy o tej porze roku, na tej wodzie  spotkani poławiacze robaków (rybich pokarmów) , pływający na mało wyszukanych „łodziach połowowych” z nogami do kolan moczonymi w rzece. Wprawdzie w woderach, ale i tak raczej zimno. Brrr.

                                                               Sprzęt pływający (raczej) słabej klasy

Po trzech godzinach dopływam ujścia Przemszy do Wisły czyli do jej zerowego kilometra. Jako że dzisiaj na transportowca muszę jeszcze trochę poczekać skręcam w prawo i pod prąd macham w kierunku Nowego Bierunia.

                                                                           Zero wyraźnie oznakowane

Trzy i pół kilometra „pstrągiem”zajmuje mi czterdzieści minut, dopływam do mostu i drepczę na parking z którego naprzeciw mnie drepcze moja żona, która akurat w samą porę podjechała po mnie  😛

                                                             Uchwyciła mnie drepczącego od mostu kolejowego

                                                          Dodreptałem 😉 ostatni tej zimy spływ za mną  😛

Więcej o tym pływaniu do zobaczenia tutaj.