Niekorzystne prognozy pogody skutecznie zniechęcały nas do weekendowego wyjazdu ale…
…ale po dłuuuuugiej przerwie moja własna córka wyraziła chęć przepłynięcia się kajakiem, wprawdzie nie ze mną a z chłopakiem, ale ja miałem być (jak za dawnych lat) dyrektorem tej wycieczki 😉
W sobotni pochmurny poranek ruszyliśmy w drogę za Częstochowę mijając po drodze kilka deszczyków 😥 W Częstochowie wysadziliśmy naszych rowerzystów a sami przemierzyliśmy jeszcze trzydzieści kilometrów do miejsca startu na Liswarcie. Most pomiędzy Zawadami a Popowem. Wykorzystując bezdeszczową chwilę tuż po jedenastej schodzimy na wodę, pozostawiając transportowca dla naszych rowerzystów na pobliskiej stacji paliw. Kilkaset metrów od startu pojawia się coraz bardziej rozwijające się miejsce biwakowe z którego startują zwykle kajaki z wypożyczalni.
takie ładne miejsce w Zawadach (?)
Nie płynąłem tędy już chyba z pięć lat i prawie nie poznałem Liswarty, miałem wrażenie że powstało sporo nowych wysepek i odnóg, zrobiła się taka jakaś bardziej ciekawa. Stan wody (raczej niski) sprawiał, że tworzyło się sporo bystrzy w miejscach przepłyceń. Na szczęście nie padało a para płynąca za mną dopasowywała się do siebie coraz lepiej 😉
sobie płyną 🙂
Na trasie było jedno miejsce w którym zarządziłem przenoszenie, choć tylko dla kajaków szklaków, sporo wystających kamieni, które zahaczyłem spływając swoim polietylenem.
takie miejsce
Dalsza trasa już spokojna , widokowo lekko deszczowa doprowadziła nas po trzech godzinach z minutami do Warty, którą płynąłem nie aż tak dawno jak Liswartą, więc dobrze pamiętałem że czeka nas tylko jedna przeszkoda- próg w Działoszynie. Wychodzi słoneczko tak więc humory się poprawiają, sił przybywa, damy radę 🙂
przed progiem w Działoszynie są ostrzeżenia
Ja (prawie) zawsze obnoszę próg lewym brzegiem, ale widziałem kiedyś, że spływy wpływają w prawą odnogę i tam przenoszą , moja droga jest wygodniejsza, wymaga tylko uwagi po ponownym zejściu na wodę. Troszkę drzew i mielizna. Na pewno ciekawiej. Za chwilę mijamy most od którego zacząłem płynięcie z Krystianem S. w ostatnim dniu 2014 roku. Z tego miejsca to już nie więcej niż pół godzinki do naszej stałej miejscówki biwakowej. Znajduje się ona przy jednej z odnóg , którą przegapiłem co zmusiło mnie do krótkiego spaceru pod mocno wyczuwalny nurt. Moi współtowarzysze pływania nie zdążyli jeszcze dopłynąć do właściwego miejsca tak więc nie musieli wracać. Do rowerzystów i rozbitego już namiotu dopływamy razem.
jakiż to fajny widoczek po długim etapie – rozbity (nowy)namiot, mniam 🙂
Wieczór tradycyjny, choć nie do końca bo oprócz ogniska z dodatkami było jeszcze wędkowanie, niestety nie przyniosło wymiernych efektów, na ognisku były udka i kiełbaska 🙂
ognisko na naszych weekendowych wyjazdach to już tradycja 🙂
…a po ogniskowym wieczorze ranek przychodzi nagle wręcz nieoczekiwanie, i ten przyszedł tak samo. Przyniósł jednak słoneczny choć chłodny bo wietrzny dzień. Zbieramy się powoli i po dziesiątej odpływamy.
drugi dzień na wodzie rozpoczęty
Jak to zwykle po ogniskowej nocy bywa, niedzielny etap troszkę się nam dłuży, szczególnie że mocno wieje i tak będzie aż do 180-cio stopniowego zakrętu za którym wiatr już nam nie dokucza. Zaczyna się za to chmurzyć, ale do przyspieszonej mety w Przewozie dopływamy sucho, kropić zaczyna dopiero przy załadunku sprzętu.
na drugim etapie
…i na jego mecie
Było fajnie, dobrze że wyjechaliśmy z domu 😎 , więcej fotek z tej wycieczki do zobaczenia pod tym linkiem.