2022-11-05 Widawa – Odra (833)

Jak co roku na początku listopada kierunek Wrocław.

I choć zapowiedzi pogodowe nie były optymistyczne bo miało padać w całym kraju, zabrałem kajak licząc że gdzieś się w okolicy Wrocka zwoduję. Tam nie było najgorzej, padło zatem tradycyjnie na Widawę od Wilczyc. Kwadrans przed jedenastą startuję na odnowionym odcinku rzeki.

                    Tutaj się zmieniło w porównaniu do ubiegłego roku

Na brzegu nie ma już murka dzięki któremu już na starcie  miałem orientację o poziomie wody (czy mała, czy większa), która dzisiaj (na oko) wydaje mi się zadowalająca do spływu. (Na wodowskazie Krzyżanowice 113 cm.) Początek zarośnięty wysychającymi już trzcinami między którymi muszę się nieco przedzierać, ale im dalej tym łatwiej.

                                        Nieco zarośnięta Widawa

Po pół godzinie wiosłowania bez obijania mijam mosty Bolesława Krzywoustego, za którymi doganiam nie w pełni dorosłego łabądka, który mnie prowadzi przez najbliższy kilometr z małym hakiem, aż do bystrza pod nie istniejącym już mostkiem

                                                  Mój przewodnik 😉

Pogoda mi dopisuje, choć trochę dmucha, ale na tak niewielkiej rzeczce mocno to nie dokucza, ciekawie co będzie na Odrze? Po półtora godzinki zrobiło się gorąco, ale tylko mnie ponieważ dojrzałem wystające z wody dwie nagie stopy. Z daleka wyglądały dość realistycznie i od razu przypomniały mi się dwa moje spotkania z utopionymi ludźmi :-(. Te nogi na szczęście okazały się manekinowymi. Uff.

                                     Szczęśliwie plastikowe kończyny

Niecałe dziesięć minut dalej zator ze skoszonej wodnej roślinności, zatrzymujący też dużo śmieci , styropianu i… pompowanego baseniku

                                                       Taka sytuacja

Gdyby napotkane „skarby” miały odwrotną kolejność skojarzenia mogłyby być bardziej martwiące. (Wypadł ktoś z kółka i tylko nogi widać… 🙁 ? )  . Płynę dalej a na niebie coraz więcej błękitnego nieba. Mijam kolejne mosty i po dwóch godzinach od startu jestem już pod mostem od którego 8 km. do Odry.                                              8 kilometrów do ujścia

Zaczynam odczuwać głód, ale za kwadrans przecież jaz w okolicach lotniska Szymanów to sobie pojem. Mija kwadrans, a tu kolejna dziś niespodzianka, zastawka na jazie podniesiona, nie trzeba przenosić kajaka. To drugi raz w historii mojego pływania tędy. Fajnie. Kanapkę zjem bez wysiadania 🙂

Na tym ujęciu może słabo widać , ale nawet skoku nie było. Różnica poziomów maksymalnie pięć centymetrów.

Jeszcze godzinka w coraz przyjemniejszej, bo słonecznej aurze, i pojawia się widok Odry przed którą stoi sobie ponton z wędkującym wędkarzem.

                                          Ponton przy ujściu Widawy

Na Odrze podmuchy twarzowe bardziej odczuwalne, zwalniam rozbijając dziobem małe falki. W tym roku znowu płynę z nurtem – 8 kilometrów do Urazu. Po dwudziestu minutach mijam kajak z parą mieszaną. Z przodu siedzi pani robiąca coś na drutach, z tyłu pan z wędką w ręku. Dziwny widok, nie nawiązuję dialogu 🙂

                           Zdjęcie z daleka , bo z bliska nie miałem odwagi 😉

Po kolejnych dziesięciu minutach słyszę za sobą nasilający się odgłos dużego silnika. Odwrót za siebie i wszystko jasne. Za chwilę wyprzedzi mnie zestaw barka z pchaczem płynąca najprawdopodobniej do Szczecina.

                                           No i mnie wyprzedził

Po następnym kwadransie dostrzegam na lewym brzegu parkę bielików, których niestety nie udaje mi się utrwalić na przyzwoitym poziomie. Ale były. Przez to że płynę dość wolno by nie być chlapanym przez rozbryzgiwane fale, po osiemdziesięciu minutach ukazują mi się Ruiny Zamku Książąt Wrocławskich i wieża kościoła w Urazie.

                                                               Uraz

Jeszcze dziesięć minut i jest port w Urazie, gdzie czeka już na mnie żona z kuzynką. Udany spływ przy dobrej pogodzie 🙂

                                            Dopływam do mety.

Więcej fotek tutaj.