2024-04-20-21 XV sprzątanie rzeki Ruda (856)

Ostatnie dwa weekendy były piękne, a temperatura dobijała miejscami nawet do trzydziestu stopni Celsjusza, właśnie wtedy zgłosiłem się na jubileuszową – XV edycję  sprzątania rzeki Rudy u Aktywnych w Rybniku.

Druga połowa kwietnia więc wszystko (z pogodą) możliwe ale tak gwałtownego spadku temperatury do zaledwie kilku stopni powyżej zera to się nie spodziewałem. Myślałem nawet by odpuścić ten wyjazd, najbardziej z powodu temperatury w nocy którą będzie trzeba przeżyć na tym wyjeździe, ale determinacja żony, by rozpocząć swój sezon rowerowy sprawiły że w sobotnie przedpołudnie stawiliśmy się na Przystani rowerowo – kajakowej Aktywni w Rybniku Stodołach. W samo południe zbiórka, rozdawanie gadżetów pakietu startowego i worków na śmieci , a później rozpoczęcie imprezy umilane muzyką kapeli muzycznej Rekiny z nad Nacyny :-).

Takie muzykanty 🙂

O trzynastej trzydzieści po symbolicznym otwarciu rzeki przez klucznika, co mi umknęło bo akurat udzielałem wywiadu Radiu Vanessa          ( (-:)), kajakarze w liczbie kilkudziesięciu schodzą na wodę, a rowerzyści a raczej jedna – moja żona jadą sobie tam gdzie chcą.

Ruszamy

Pogoda nas nie rozpieszcza. Co rusz kropi deszcz a temperatura oscyluje około piątki powyżej zera. Płynę w okolicy połowy stawki nie znajdując nic śmieciowego na brzegach, ani na wodzie. Może ci przede  mną wszystko już wyzbierali? To tempo jest dla mnie dosyć nużące, wyprzedzam zatem całe towarzystwo i będąc na czele wypatruję bacznie ewentualne śmieci. Nie dostrzegam. Napotykam jedynie ogromne , bo blisko metrowe śnięte  ryby. Co jakiś czas je spotykam, chyba z pięć razy. Ponoć na wiosnę to normalne, coroczne zjawisko. Nie wiem.

Taaaka ryba

Płynie się fajnie, bezproblemowo. Nie ma żadnych przeszkód. Dostrzegam szklaną butelkę po soczku. Hurrra. Będę miał śmiecia ;-). Przede mną mostek w Papierni a na nim znajoma sylwetka. Rowerzystka na mnie czeka robiąc wspólną fotkę. Milutko i pa pa.

🙂

Dalej trafiam jeszcze kawał styropianu, a pod koniec etapu plastikowe pudełko po wędkarskiej przynęcie.

Moje zbiory

To tyle bo zaraz jest most w Rudach a przed nim strażacy informujący mnie że to już koniec spływu. Przez te wywiady nie słyszałem o skróceniu etapu o dwa kilometry. No cóż :-(.

Strażacy wyłapujący tych co za daleko chcą popłynąć 😉

Na szczęście dosyć szybko dopływają też pozostali sprzątacze więc szybko jesteśmy wiezieni na bazę. Tam gorący żurek, jeszcze bardziej gorące ognisko pod wiatą, a za chwilę część rozrywkowa dzisiejszego dnia. Koncerty różnych zespołów, taniec brzucha Tajemniczej Marveny, znowu zespoły i ponownie Marvena.

 

Tajemnicza…

Na koniec prawdziwa dyskoteka przy coverach przeróżnych przebojów wykonywanych przez nieźle brzmiącą grupę December, która na pożegnanie gra chyba ze cztery bisy głośno oklaskiwana przez publikę. I tym sposobem dobijamy prawie do godziny dwudziestej. Pojawia się pyszny jubileuszowy tort i integracja przyogniskowa która w naszym przypadku trwa do północy. Najwytrwalsi ponoć integrują się do czwartej nad ranem :-).

Integracja w ciepełku trwa

Śpimy w aucie bo zimno i deszczowo było i jest całe popołudnie, wieczór i noc.   Poranek bez większych zmian, choć nie pada ale niebo szczelnie przesłonięte gęstymi chmurami. Większość samochodów na parkingu zamieszkanych tak jak nasz a jedyni odważni , którzy mieli rozbity namiot, z rana smutni i wymęczeni pakują się w auto i uciekają do domu. Podobno namiot im przeciekał, więc przenieśli się do auta, które okazało się zbyt ciasnym by w miarę wygodnie w nim wypocząć. Szkoda.

 

Spokój u Aktywnych

Powoli na przystani budzi się życie i zbierają się nieliczni chętni na drugi etap spływu. Jest zimniej niż wczoraj stąd też takich śmiałków nie ma więcej niż dwudziestu. Na start jedziemy po dziesiątej. Z tym że ja wyskakuję tam gdzie wczoraj kończyliśmy, a reszta jedzie około trzy kilometry dalej, by ominąć prożek pod kładką w parku cysterskim

Taki prożek

i przenoskę obok elektrowni w Brantołce.

 

Ja pokonuję te miejsca dosyć sprawnie i po pięćdziesięciu minutach doganiam grupę. Akurat utworzyli mały zator na jednym z drzew przegradzających całe koryto Rudy.

Przed zatorem

Jakoś fuksem udaje mi się szybko przeskoczyć ten kajakowo-drzewny zator i znowu w spokoju płynąć sobie dalej. Śmieci nie ma, no i dobrze. Jest za to jelonek na brzegu, który szybko daje nogę nim udaje mi się go uwiecznić aparatem :-(.

Z takiej wieżyczki pewnie udałoby się zrobić fotkę.

Dziś na szlaku jest trochę drzew z których dwa zmuszają mnie do obnoszenia, ale spoko a po dwunastu kilometrach pojawia się most będący dzisiejszą metą i fajnie.

To około siedem kilometrów przed ujściem do Odry. No i jestem tu sam, a myślałem że ktoś jednak przede mną już tu jest. Na szczęście po pół godzince podjechał busik, który po kolejnej pół godzinie zapełnia się kajakarzami i możemy wracać na bazę.

Wracamy

Tu do wyboru gorący żurek lub bigos, wygłoszona formułka o końcu imprezy i ruszamy do domu . Mimo warunków to był dobry weekend i mam nadzieję że w tym roku już niższych temperatur do zamieszkania w namiocie mieć nie będziemy mieli.

Więcej zdjęć tradycyjnie tutaj.

Było też radio Vanessa które coś tam posklejało z moich wypowiedzi i coś tam mnie słychać od drugiej minuty