2017-09-24 Chechło

 

Najdłuższa w tym roku przerwa od kajaka – cztery tygodnie. A to pogoda, a to inne czynniki które złożyły się na tą przerwę, ale dziś wreszcie na niebie troszkę słońca. Jest kierowca, będzie wyjazd na coś nowego 🙂 …

O Chechło zapytał mnie kiedyś Paweł J. z Bielska, czy płynąłem i tak dalej, a ja mu , że nie i że nie popłynę bo tam nigdy nie ma wody. Był trochę zawiedziony moją odpowiedzią, ale pomyślałem – przeżyje, zapomi ;-). Ja natomiast prawie co środę przejeżdżając w Chrzanowie przez most  nad tą rzeką utwierdzałem się w moim przekonaniu o tym , że nigdy nią nie popłynę. Raz jednak zobaczyłem wodę po której dałoby się płynąć i ten widok utkwił mi w pamięci. Zważywszy na to, że u nas już od kilku tygodni z większymi lub mniejszymi przerwami padał deszcz, byłem przekonany że w obecnym czasie widok z mej pamięci może być ponownie realny. Nim dojechaliśmy z Piotrkiem na „mój” most, niebo było już całkowicie pokryte chmurami, ale nawet bez zatrzymywania było widać że rzeka płynie. Podjechaliśmy wyżej, tak bym mógł zacząć jeszcze przed jeziorkiem – zalewem Chechło. Wody dużo 🙂

                           Nie było gdzie zaparkować auta, zero pobocza i ścieżka rowerowa więc szybko na wodę

Niespełna czterysta metrów i już widać zalew, a nawet zaporę na jego końcu. Króciutki zalew bo zaledwie 1,5 kilometrowy. płynę sobie jego prawym brzegiem. Jest łódka z wędkarzami, dwie pływające żaglówki i Ośrodek Wypoczynkowy „Chechło” z większą ilością nie pływających, „zaparkowanych” żaglówek i wodnych rowerków.

                                                                                                      taki ośrodek

Jeszcze chwilka i zapora widziana od samego początku zalewu czyli moje miejsce przenoszenia…
                                                                                            już za zaporą

Z zalewu woda wypływała wielkim wodospadem, którego szybkość i moc robiła wrażenie. Musiałem jeszcze kawałek przenieść kajak przez nadbrzeżne chaszcze, by zejść na wodę w miejscu nieco spokojniejszym.

                                                                                                   Schodzę

Nieco spokojniej, ale i tak nieźle „daje” , nie wiem co mnie czeka. Wiosło służy praktycznie tylko do trzymania kierunku, wiosłowanie zbyteczne. Już po kilku machnięciach pierwszy prożek, przed którym nawet nie ma się jak zatrzymać, boczkiem się go bierze bezproblemowo a po kilkunastu kolejnych machnięciach ukazuje się „mój” most z którego najczęściej spoglądałem na Chechło. Most tuż obok Szpitala Powiatowego w Chrzanowie.

                                                                    obok osiedla Niepodległości w Chrzanowie

Płynięcie przez miasto trwa zaledwie chwilę, rzeka co rusz przyspiesza, będąc w większości przypadków jednym długim bystrzem. Dopływając do zbyt niskiej kładki obok skateparku, dowiaduję się od spacerowicza, że wody jest o dobre 4/5 więcej niż normalnie i daje się to odczuć bez dwóch zdań. Kładkę muszę obnieść.

                                                                                         kładka obok skateparku

Do tego momentu tempo bardzo dobre, uciążliwości prawie żadne, od tego momentu zaczynają do rzeki „zbliżać” się drzewa. Niektóre do tego stopnia, że muszę je obnieść brzegiem. Idąc słyszę tylko głośny szum rzeki. Gdy znowu płynę, po kilku zakrętach ukazuje mi się most kolejowy. Przed nim rzeka mocno przyspiesza, a z miejsca w którym udaje mi się zatrzymać widzę tylko spore „bałwany” fal i nic więcej bo jest zakręt :-(. Wyjście też niezbyt ciekawe, dochodzę do wniosku że zaryzykuję spłynięcie. Gdy już jestem odwrócony w stronę mostu, dostrzegam na nim gościa, który na moje pytanie czy da się tam przepłynąć , odpowiada że chyba tak, tylko jest duży spad. Oj nie, muszę to zobaczyć nim ewentualnie spłynę. Jakoś się wygrzebuję na wysoki brzeg i idę pod most. Widok sprawia że od razu wiem, że to mój Dobry Anioł sprawił iż na moście spotkałem człowieka. Widziane bałwany do pokonania, tylko zaraz za nimi tak niskie drzewo, że jego pokonanie przy tym stanie wody to  mission impossible. Za drzewem kolejne bystrze. Gdybym nie spotkał tego gościa, byłbym w tym miejscu i momencie nieźle przemielony przez wodę  :-(.

                                                                   pod mostowe, przed drzewne ładne bystrze 🙂

No fajnie, że tu mi się udało, ale dalej też lekko nie było. Szybkość, drzewa i gałązki w których pląta mi się wiosło, przechył i w końcu kabina 🙁 , Gumiaki pełne, kajak pełen , wody po szyję , no ładnie. Poprzednia (przypadkowa bo przez nie uwagę) kabina trzy lata temu 🙁 . Udaje mi się jakoś wygrzebać na brzeg, robię porządek z kajakiem i gumiakami i ruszam dalej.

                                                                   …a to moje niepozorne gałązki 🙂

Albo mi się wydaje, albo robi się coraz trudniej, taki jakby przełom Chechła , coraz szybciej i w drzewo, i szybciej i w drzewo, jedno takie obnoszę i okazuje się , że kawałeczek za nim jest most. Rzut oka na trasę za mostem i postanawiam dziś już nie schodzić na wodę. Dalej jest ciągle szybko i „drzewnie”, a mnie mokro i chłodno, a i słonko nie chce się pokazać. Dzwonię po Piotrka, który czeka na mnie przy ujściu. To jakieś 7,5 kilometra, ale nie na dziś :-(.

                                                                                   7,5 kilometra do Wisły

Nie wiem kiedy skończę tą rzekę, bo wolałbym to zrobić przy nieco niższym poziomie (tak o 2/5 😉  ), a na Chechle nie umiem doszukać się żadnego wodowskazu, więc będzie to raczej „na czuja” ;-). Przepłynąłem 12,5 km. w trzy h.

 

Więcej fotek z tego wyjazdu tutaj.

Ewentualnie jeszcze  krótki filmik 🙂