
Obudziłem się później niż zwykle, wstałem z łóżka w radio była muzyka… Ta piosenka Martyny Jakubowicz chodziła mi po głowie całą niedzielę która była pierwszym dniem kalendarzowej wiosny A.D. 2016. Wypadało ten dzień przywitać na wodzie, tylko gdzie ? Orzełek czy reszka – wypadło na Wisłę 😛
Tak sobie uzmysłowiłem że zima się skończyła, jest marzec a ja w tym marcu jeszcze nie pływałem i chyba już w nim nie popływam , trzeba było bez przygotowania wyjechać gdzieś blisko. Pomysły miałem dwa, Biała Przemsza od Sławkowa, albo Wisła od Goczałkowic. Wygrała Wisła. Zawiozła mnie żona , a na starcie okazało się że mam rozładowaną baterię w aparacie fotograficznym (ten brak przygotowania) 😥 . Cóż będzie skromna relacyjka, bo fotki tylko z telefonu który ma za zadanie liczyć jeszcze trasę aplikacją edomondo…
na starcie w Goczałkowicach
Poziom wody nareszcie właściwy do pływania, określany jako górny stanów średnich wynoszący 112 cm. na wodowskazie w Nowym Bieruniu pozwolił mi w dosyć szybkim tempie przemieszczać się w jego kierunku. Po dwóch kilometrach pojawia się zapomniany przeze mnie „most rurowy”. Wyższa woda, nie wiem czy da się spłynąć. Z bliska widać, że są dwie rury w których nie utknę. Przepływam i nawet mnie nie zalewa woda. Jest nawet lepiej niż przy niższej – zeszłorocznej wodzie. 😉
taki sobie most rurowy 🙁
Kolejny kilometr i do Wisły wpada Biała, tutaj to dopiero widać różnicę poziomów wody. Dziś bardzo ok. 🙂
wpływ Białej – styczeń 2014 i marzec 2016
Następne piętnaście kilometrów bez żadnych niespodzianek, póki co szaro i smętnie, przyroda po woli budzi się do życia, najczęściej widoczne bazie a na niebie kilka siwych czapli. Po osiemnastu kilometrach widzę na brzegu ludzików a chwilę później kajaki na których przepłynęli niewiele wcześniej ten sam dystans co ja. Nigdy wcześniej nie spotkałem na tym odcinku takiej grupy kajakarzy – pięciu chłopa 🙂 . okazało się że to reprezentanci znajomego (po części) klubu Meander. Chwilka rozmowy i ja ruszam dalej , a Oni grzeją się przy swoim ognisku.
odpływam po chwili przyjemnego dialogu z kolegami kajakarzami
Teraz już z górki, bo za półmetkiem – najpierw ujście Pszczynki, później Gostyni i powoli wyłaniają się mosty Bierunia Nowego, gdzie czeka na mnie mój transportowiec. Żona na rowerku dojeżdża już powoli do domu. Jej trasa dłuższa od mojej 🙂 Ładuję kajak na dach i też ruszam w stronę domku.
mosty mojej mety
kilka fotek więcej z tej wycieczki do zobaczenia tutaj.