2018-05-03 Kanał Gliwicki – Odra

Szarpany długi weekend, na środkową jego część wybieramy się z rowerzystami nad jezioro Pławniowickie…

Po długim dniu w pracy nad pobliskie jezioro dojeżdżamy o zachodzie słońca, z drugiej strony autostrady dojeżdża też Piotrek i zabieramy się za „nocne” poszukiwanie miejsca pod namiot. Chwilę to trwa, ale udaje się w końcu znaleźć coś sensownego nad kanałem Gliwickim w granicach Pławniowic. Szybko stawiamy nasz obóz, składamy ognisko, a po kanale pomimo nocnych ciemności, w stronę Gliwic sunie powoli barka rozświetlająca swoimi jupiterami otaczające kanał brzegi. Zdziwienie :-). Na szczęście w nocy płynie tylko jedna, a ranek tradycyjnie przychodzi zbyt szybko :-(. Na szczęście jest ładny, i słoneczny czyli zgodny z zapowiedziami synoptyków.

                                                                                  Płynie o poranku

Startuję dość szybko, mocno zmobilizowany przez rowerzystów i już po kilkunastu machnięciach wiosłem, wiem że nie będzie to zbyt szybkie i łatwe pływanko. Nie ten kajak, trzeba było wziąć szybszy. Trudno. Już po pięciu kilometrach muszę obnieść pierwszą z czterech czekających mnie na kanale śluz, to Rudziniec.

                                                                                          Śluza Rudziniec

Piękna, szczelnie ogrodzona, patrząc od tej strony, obniosę ją po prawej. W ubiegłym roku obnosiłem po lewej i utknąłem w pokrzywach sięgających szyi, później tereny prywatne i inne przeszkody. Ciężko wtedy było.

                                                                                         Taka sytuacja

Płynąc dalej mijam kolejną barkę płynącą w stronę Gliwic. Na szczęście te pchacze nie tworzą „sztormowych fal” na wodzie i można spokojnie się wyminąć.

                                                                                                  Płynie

Na jedenastym kilometrze mojej wycieczki mijam dużą grupę (raczej) weekendowych kajakarzy płynących tak jak pchacz – w stronę Gliwic.  Nasza mijanka ma miejsce akurat przy moście i Marinie Ujazd. Podobno byli z Kędzierzyna, a kilometr dalej drugie dzisiaj obnoszenie- obok śluzy Sławięcice. Akurat tutaj dobrze pamiętam, jest w miarę choć wzdłuż płotu i również po prawej stronie. Znajduje się tu również odejście nadmiaru kanałowej wody do oddalonej o około 400 metrów Kłodnicy.

                                                                   Odejście na Kłodnicę dzisiaj dosyć suche

Sześć kilometrów dalej mijam wyspę położoną pomiędzy Kanałem Gliwickim a odchodzącym w lewo (na południe), Kanałem Kędzierzyńskim który przepłynąłem w grudniu 2015 roku w obie strony. Kilometr dalej ukazuje mi się kolejna do przenoszenia śluza – Nowa Wieś. Tą obejdę po lewej przez tereny śluzowe pokonując najpierw tradycyjnie dziurę w ogrodzeniu. Śluza, tak jak i dwie poprzednie w remoncie, ale dla płynących barek czynne i spławne. Jeszcze tylko pokonanie ruchliwej DK 40 i powolne schodzenie na wodę na dwudziestym kilometrze dzisiejszej wycieczki.

                                                                                          Już za drogą

Jeszcze kilometr i przepływam nad syfonem Kłodnicy, czyli miejscem skrzyżowania rzeki i kanału w którym rzeka przepływa pod kanałem. Na prawym brzegu dostrzegam grupkę kilku kajakarzy płynących na kajakach podobnych do mojego a w tej chwili odpoczywających. Najwyraźniej płyną Kłodnicą, a teraz muszą obnieść syfon, czyli przepłynąć kanał z jednego brzegu na drugi :-). Wykonujemy jedynie gest pozdrowienia i ja płynę w swoją stronę, czyli trzy kilometry do śluzy Kłodnica- dla mnie ostatniej na Kanale Gliwickim, której obnoszenie mam najbardziej opanowane i które jest w miarę najwygodniejsze (po lewej stronie). Należy tylko uważać na torach kolejowych, ponieważ pociągi na nich suną dość szybko i dość często. Widoczność nadjeżdżającego jednak dosyć dobra 😉

                                                        Widok na ostatnie trzy kilometry kanału za torami

Mijam remontowany port w Koźlu, który chyba będzie przywracany do życia po życiu 😉 , a tuż zanim przy brzegu przycumowane cztery barki wypełnione jakimś górniczym urobkiem.Nigdy dotąd nie widziałem tutaj tylu barek.

                                                                                      Port Koźle w remoncie

                                                                                Mocno wypełnione barki

Ostatni kilometr kanału i jestem wreszcie na Odrze, miałem nadzieję że na niej zacznę czuć że płynę, ale niestety twarzowy wiatr sprawiał, że i na rzece moje tempo płynięcia nie zmieniło się. Za mną 28 kilometrów, a do zaplanowanej mety w Krapkowicach prawie drugie tyle. Ciężko będzie 🙁

                                                                           Na Odrze ruch jest 🙂

Na moje szczęście odezwali się do mnie moi współtowarzysze – rowerzyści, którzy zakończyli swoją wycieczkę na Górę Świętej Anny, a teraz mieli jechać do Krapkowic. Skończyło się na tym, że umówiliśmy się na promie w Zdzieszowicach do którego dopłynę pokonawszy jeszcze pieszo odrzańską śluzę – Januszkowice. Mój licznik po dniu dzisiejszym wzrośnie o 35 kilometrów. Wycieczka udana, choć skrócona, a w drodze do domu ulewa i burza 🙂

                                                                                    Na mecie obok promu.

Więcej o tym pływaniu tutaj.