2018-01-08 Pogoria 4 i 3

 

Wprawdzie w Święto Trzech Króli nie pływałem, ale dzisiaj miałem wolne za owo święto, które w tym roku wypadło w sobotę. Coś przepłynę 🙂

Korzystając z faktu wyjątkowo łagodnej zimy na pobliskich jeziorkach, postanowiłem wybrać się na Pogorię IV, tą po której ostatnio pływałem 36 dni temu, w otoczeniu prawdziwie zimowym. Śnieg na brzegu i lód w mniejszych zatoczkach. Dzisiaj ani śniegu, choć po starcie trochę zaczął prószyć, ani lodu nawet w najmniejszej zatoczce. Płynę zatem jak najbliżej (dla mnie) prawego brzegu lekko spychany na niego przez boczny wiatr. Po godzinie jestem przy jazie przez który przelewa się nadmiar wody, wpływającej do Czarnej Przemszy.

                                                                 Tak sobie odpływa woda z jeziora Pogoria IV

To miejsce jest jednocześnie jednym z najbliższych  znajdującej się nie opodal Pogorii III. Dawno na niej nie byłem, ostatnio w marcu 2015 roku, tak więc dzisiaj sobie ją przypomnę, przenosząc swój kajak na jej wody (nieco ponad 400 metrów)

                                               Po trzystu metrach przenoszenia Pogoria III w zasięgu wzroku 🙂

Zrzucam się na wodę płynąc tym razem (moim) lewym brzegiem. Opłynięcie całej „trójki” zajmuje mi godzinkę, przy słynnym molo, napotykam stado około dwudziestu łabędzi, które najpierw siedzą sobie na miejskiej plaży, korzystając z dobroci dokarmiających je ludzi, ale w miarę mego zbliżania się, odpływają w stronę środka jeziora. Akurat na ten odcinek mego pływania, jakaś kropla wody zasłania okienko obiektywu mego aparatu, czego nie zauważyłem i ani stadka łabądków, ani nawet mola nie mam udokumentowanego (w stopniu godnym zaprezentowania 🙁 ) Wysiadam prawie w tym samym miejscu w którym schodziłem na wodę i przenoszę kajak tą samą drogą którą przemierzałem godzinę temu. Nad Pogorią IV krótki popas i ruszam w drogę powrotną do auta.

                                                                    Droga przenoszenia i widok na Pogorię IV

Zaczyna troszkę powiewać, akurat od czoła, tak więc szybciutko chowam się w każdej napotkanej po drodze zatoczce, w której panuje spokój i cisza. Opływam wszystkie możliwe miejsca, w które daje się wpłynąć bez konieczności odpychania się wiosłem od dna, i po półtorej godzinie jestem w miejscu startu. Przy moim transportowcu 🙂

                                                                         Na trasie słynna plaża Pogoria IV

Dzień spędzony dobrze, a więcej fotek z jego spędzenia do zobaczenia na google+