2017-05-20-21 OSK Skawa-Wisła

Tak, jak zapowiadało się tydzień wcześniej, przyszedł czas wyjazdu na OSK Skawą i Wisłą tak wiec jedziemy: ja , Piotrek i Czesiek

Dojeżdżamy do Podolszy po dziewiętnastej. Obozowisko już żyje, choć ludków wyraźnie mniej niż rok wcześniej (efekt Energylandii i wyjątkowo chłodnego maja). Rozbijamy namioty i ruszamy na integrację, a tu albo sami „bardzo starzy” znajomi, albo same nowe twarze. Tak czy siak integracja zawsze się udaje i trwa do późnych godzin nocnych 😉

                                                             namiotu rozbijanie i numerów przymierzanie

Tak więc nowy dzień przychodzi zwykle bardzo (za) szybko i należy w pośpiechu szykować się do wyjazdu na start. Ten w tym roku będzie w Wadowicach,a to z powodu niskiego bo 107 centymetrowego poziomu wskazywanego  na miejscowym wodowskazie. Na szczęście my nie musimy się spieszyć, bo dojechał do nas Krystian z Olą i Dastinem i to oni zawiozą nas na start 🙂 . Jedyne co tracimy to atmosferę w spływowym autokarze, ale jesteśmy pierwsi 🙂

                                            …i możemy w spokoju zaczekać na resztę uczestników spływu

Wiedząc że kawałeczek za mostem kolejowym, jest sporo kamieni na których pewnie będę musiał wyskoczyć z mojego historycznie-archaicznego 😉 kajaczka nie zapiąłem fartucha i już za mostem „startowym” (drogowym) poczułem chłód wody siedząc od tej pory z mokrym tyłkiem, czego najbardziej nie lubię 🙁

                               myślałem o widocznym moście zapominając o warkoczu pod mostem startowym 🙁

Pogoda a właściwie temperatura nas nie rozpieszcza, bo z każdą chwilą robi się coraz chłodniej, ale przynajmniej nie pada i po dwóch i pół godzince od startu dopływam do przenoski w Grodzisku. Trzeba będzie nieść…

                                                                                   spory kawałek obnoszenia

Za przenoską kilkanaście kajaków i sędziowie wypuszczający startujących w wyścigu na sześć kilometrów. Prawie wszyscy startują, można się łatwiej rozgrzać. To i ja wystartuję – tak dla rozgrzewki ;-). Męczące sześć kilometrów, ale generalnie poziom wody okazał się mniej dokuczliwy niż się obawiałem przed startem, więc jestem zadowolony. Teraz pozostaje już tylko miłe spędzenie coraz chłodniejszego wieczoru który przeciągnę do świtu 🙂

                  aż trudno uwierzyć że wczoraj chodziliśmy w krótkich spodenkach i koszulkach z krótkim rękawem 🙁

No i tradycyjnie noc minęła bardzo szybko, a rano nieliczni, najwytrwalsi popłynęli Skawą do Wisły, a Wisłą do Przewozu, czyli do miejsca z którego tydzień wcześniej popłynąłem do Tyńca. Do nieczynnego promu nasza ekipa dopłynęła nim pojawił się tam ktokolwiek z organizatorów, ale dzięki Oli mogliśmy sobie spokojnie dojechać na Podolszański biwak, nie czekając na spływowy autokar.

                                                                                        Meta w Przewozie

Tam gorący bogracz i oczekiwanie na zakończenie spływu , na którym większość naszej ekipy zostaje wyróżniona, a nasz skromny czteroosadowy klub „Polski Południowej” zajmuje trzecie miejsce 🙂 . Możemy wracać do domu 😉

                                                                       Trofea dla „Polski Południowej”

(Nieco) więcej fotek z tego spływu tutaj.